„Nowa pedagogika” – rewolucję czas zacząć

Dominik Chojnowski

Studia z Teorii Wychowania : półrocznik Zespołu Teorii Wychowania
Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN 6/2 (11), 187-218
2015

źródło: bazhum.muzhp.pl

STUDIA Z TEORII WYCHOWANIA, TOM VI: 2015 NR 2(11), Dominik Chojnowski, „Nowa pedagogika” – rewolucję czas zacząć((Podstawą niniejszej publikacji jest niepublikowana praca magisterska pt.: Teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego i jej znaczenie dla formowania się nowego
paradygmatu w pedagogice, napisanej pod kierunkiem prof. dr. hab. Bogusława Śliwerskiego
(Warszawa: Wydział Pedagogiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, 2015.)).

 

Wstęp

Pedagogika nie jest nauką o niezmiennym paradygmacie badań. Każde działanie, każdy eksperyment doprowadza do zmiany. Życie ucznia jest ciągłą konceptualizacją tychże zmian wprowadzanych często w sposób niezapowiedziany.
Selfi shness szkoły((P. Sloterdijk, Musisz życie swe odmienić, przeł. J. Janiszewski, PWN, Warszawa 2014, s. 601. „Problem dzisiejszej oświaty [również polskiej – D. Ch.] polega najwyraźniej na tym, że nie tylko nie jest już ona w stanie wypełnić państwowego zlecenia wychowywania obywateli, ponieważ w obliczu wymagań aktualnego świata zawodowego defi nicja celu stała się zbyt nieostra. Jeszcze wyraźniej artykułuje się on w rezygnacji z humanistycznej i artystycznej nadwyżki, żeby poświęcić się mniej czy bardziej skonsternowanemu uprawianiu ufundowanych pseudonaukowo rutyn dydaktycznych. Nie wykazując przez ostatnie dziesięciolecia niezłomnej odwagi do dysfunkcjonalności, dowiedzionej od XVII wieku, szkoła przekształciła się w pusty selfi sh system, który orientuje się wyłącznie na normy własnego funkcjonowania. Produkuje ona nauczycieli, którzy przypominają już tylko nauczycieli, przedmioty szkolne, które przypominają już tylko przedmioty szkolne, uczniów, którzy przypominają już tylko uczniów.”)) doprowadza do tego, że stajemy niejako przed faktem dokonanym. Nasze działania są pod ciągłą kontrolą systemu, który przestał się już w jakikolwiek sposób sprawdzać. Walczymy o reformę edukacji, wadliwej szkolnej rzeczywistości, jednak to wszystko stanowi mit. Nie można bowiem zmienić systemu posługując się jego wewnętrzną logiką.Zburzenie tego co jest i zapoczątkowanie czegoś nowego wymaga od nas siły i zdecydowania, którego nie da się ukorzenić w starej rzeczywistości, w starym paradygmacie. „Do tych błysków intuicji, w których rodzi się nowy paradygmat, w żadnym zwykłym sensie nie pasuje termin interpretacja”.
Mimo że intuicje te oparte są na doświadczeniu, zarówno związanym z badaniem anomalii, jak i nabytym na gruncie starego paradygmatu, nie są logicznie związane z poszczególnymi elementami tego doświadczenia, jak to się dzieje w wypadku interpretacji. Przeciwnie, proces ten polega na przeobrażeniu całych fragmentów tego doświadczenia w nową całość doświadczalną, której elementy wiązane są potem stopniowo z nowym, a nie ze starym paradygmatem”((T. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, ALETHEIA, Warszawa 2009, s. 214.)).

Postęp naukowy wymaga zburzenia, dezintegracji i postawienia nowego gmachu wiedzy. Thomas Kuhn pisze o rewolucji w nauce, o tym, że nauka nie jest wynikiem procesu kumulowania się wiedzy. Ta teza ma doniosłe
znaczenie w tym sensie, że obrazuje potencjalną gwałtowność zachodzących przemian. Od starego paradygmatu do nowego nie przechodzi się na zasadzie rozbudowania faktycznej wiedzy w nim zawartej. Jest to proces,który wymaga rozpadu dawnego sposobu widzenia świata i zastąpienia go odmiennym. „Przejście od paradygmatu znajdującego się w stanie kryzysu do innego, z którego wyłonić się może nowa tradycja nauki normalnej, nie jest bynajmniej procesem kumulatywnym; nie następuje w wyniku uszczegółowienia czy też rozszerzenia starego paradygmatu. Jest to raczej przebudowa danej dziedziny od podstaw, zmieniająca niektóre najbardziej elementarne uogólnienia teoretyczne oraz wiele metod i zastosowań paradygmatycznych”((4 Tamże, s. 153/154.)).

Polski system edukacyjny wyczerpał się, gdyż wadliwe struktury państwowe nie mogą, a być może nawet nie chcą zobaczyć tego, że szkoła przestała wypełniać swoje zadanie. Kohorty młodych ludzi kończą obowiązkową edukację i nagle orientują się, że nie mają dokąd pójść, bo system potraktował ich jak marionetki i przepuścił przez – metaforycznie to ujmując – maszynkę do mielenia ich umysłów, nie dając niczego w zamian. „Rok po roku [szkoła,
odnieść to można do rzeczywistości polskiej – D. Ch.] wypuszcza coraz bardziej zdezorientowane kohorty uczniów, u których widać coraz wyraźniej ich dopasowanie do systemu oświaty, wymykającego się maladaptywnie spod kontroli, bez najmniejszej winy ze strony poszczególnego nauczyciela i ucznia. Obu jednoczy ekumenizm dezorientacji, dla którego trudno doszukać się historycznego odpowiednika – o ile chce się uniknąć wskazania na długą noc oświatową między upadkiem rzymskiego systemu szkolnictwa w V wieku a powstaniem w VIII wieku, w następstwie reform alkuińsko-karolińskich, chrześcijańsko-humanistycznej kultury szkolnej”((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 598/599.)).

Dokąd mamy pójść? – zapytują się absolwenci szkół samych siebiez poczuciem złamania, czy zniszczenia ich życia przez system. Wystarczyspojrzeć na naszą polską rzeczywistość polityczną. Parę milionów młodychPolaków ucieka za granicę szukając schronienia w obcych progach. Resztadopiero co dorosłych ludzi nie miała w sobie dosyć siły, wewnętrznejodwagi i koniecznej odrobiny szaleństwa, aby swoje życie rzucić na szalę,aby dokonać ostatecznego wyboru, jakim jest odrzucenie polskiej kultury((6 J. Sowa, Polska za 30 lat? 80 proc. pracujących na śmieciówkach. To będzie katastrofa,wywiad z Janem Sową przeprowadzony przez M. Powalisz dla portalu gazeta.pl link: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,17770615,Jan_Sowa__Polska_za_30_lat__80_proc__pracujacych_na.html)). Zdecydowali się na pozostawienie dziedzictwa, z którym chcąc nie chcącsą w jakiś sposób związani poprzez fakt urodzenia się w Polsce. Nie chodzimi tutaj o jakieś pseudopatriotyczne, słowem puste deklaracje o własnejpolskości i poczuciu związania z polską kulturą((Pseudopatriotyzm łatwo rozpoznać charakteryzuje się on przerostem formy nad treścią i dużym nasyceniem ideologią nacjonalistyczną oraz mesjanistyczną. Lektury Henryka Sienkiewicza jawią się jako przykład prymitywnej propagandy państwowo-kulturowej.Współczesny autorowi Potopu wybitny krytyk literacki Stanisław Brzozowski stawiał innądiagnozę twórczości Sienkiewicza dostrzegając jego miałkość i nieprzydatność dla tworzeniasię etosu narodowego. Zapoznanie z nią ogółu społeczeństwa zakończyłoby to ciągłe wielbienietego bożyszcza pisarstwa czarno-białego i uświadomiło co poniektórych o błędzie zbytniej egzaltacjiprozą autora Quo vadis. Zob. S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studya o strukturzeduszy kulturalnej, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983. Uwielbienie dla twórczościw rzeczy samej miernej i postszlacheckiej dziwi tym bardziej ponieważ w naszym kraju chłopiotrzymali uwłaszczenie ziemi dopiero od zaborców.)). Reprezentatywna dla tegorodzaju opinii wydaje mi się proza Henryka Sienkiewicza, która jawi się jakoepopeja duchowego lenistwa i bezduszności.

Nie chcąc być gołosłownym, posłużę się tu opinią genialnego krytykaliterackiego Stanisława Brzozowskiego((S. Brzozowski, Wczesne prace krytyczne, PIW, Warszawa 1988, s. 138/139. „Jak powrócić do pierwotnej prawdy czystego chrześcijaństwa – jak stać się na nowo w duszy i życiuchrześcijaninem, człowiekiem w zgodzie z samym sobą i światem żyjącym? – męczy się Tołstoj.Sienkiewicz może tylko wzruszyć ramionami: dla niego chrześcijaństwo przy samym powstaniuswym było czymś równie powierzchownym, lekkomyślnym, naiwnie kompromisowym jak tapseudowiara współczesnego oświeconego mieszczaństwa. Ani jedno zagadnienie współczesnelub wieczne, ani jedna troska społeczna lub duchowa nie przeniknęły do dzieł Henryka Sienkiewicza.Są one wiernym odbiciem stanu duchowego tych warstw, które beztroskliwie pragnążyć spokojnie życiem dnia codziennego, nie myśląc o niczym, nie wątpiąc o niczym, dla których wszystko, co myśl wzbudza, jest czymś nieprawdopodobnym, nie istniejącym. Stanu moralnegotych, którzy spokój swój czerpią z własnej pogodnej uśmiechniętej bezduszności, którzy pragnąużywać, nic nie wywalczywszy. Henrykowi Sienkiewiczowi przepowiadać można większyjeszcze rozgłos niż ten, jakim dziś dzieła jego się cieszą. Żyć one będą tak długo, jak żyć zdoławspółczesna, nic pod powierzchnią życia głębszego nie dostrzegająca beztroska.”)). Za prawdziwych bohaterów tego kraju uważam obywateli, którzy nie są wpisani do jakiegokolwiek rejestruheroizmu pojmowanego w naszym państwie w wyjątkowo prymitywnyi nacjonalistyczny sposób. Są to ludzie, którzy swoje życie poświęcili ciężkiejpracy intelektualnej, oddawali długie okresy swojego istnienia narodowi tworzącjego kulturę, budując nowe schematy myślenia. To takich ludzi należyuważać za sól tej ziemi i to im zawdzięczamy to, że nasze państwo jeszczeutrzymuje się na powierzchni. To często takie jednostki przeżywają stanydezintegracji pozytywnej, depresję, trwogę i drżenie. „W tych warunkach[kiedy pozornie patologiczne, chorobowe stany stanowią o większych zdolnościach,o rzutach rozwojowych – D. Ch.] pospolite tendencje do wzruszaniaramionami przejawiane przez wielu psychologów i lekarzy [również pedagogówi nauczycieli – D. Ch.] wobec spraw depresji, lęków i natręctw u psychoneurotyków– wyrażają postawę zbyt powierzchniową, aby z nią dyskutować.Jest to teren tych wszystkich twórczych lęków o bliskich; depresji, niepokojóww stosunku do „innych wymiarów”, obsesji w zakresie odpowiedzialności zarealizację dobra, co w sensie „pochopnej krytyki” jest chyba źle zlokalizowane.Większość „psychoneurotyków”, którzy żyją w świecie takich przeżyć i takich„fi kcji”, to ludzie najbardziej twórczy, najbardziej wrażliwi, o najbardziejskomplikowanych strukturach psychicznych. Te skomplikowania powstają z ich„ran psychicznych”, ich niemożliwe do wprowadzenia do statystyki „trwogii drżenia” /Kierkegaard/; przeżycia muru psychicznego i anonimowości przynajwiększej pracy geniusza, aby sprowadzić na ziemię „wymiary prawdziwieludzkie” – są godne podziwu i czci. Na nich właśnie opierają się najbardziejdociekliwe rzuty odkrywcze moralności i fi lozofi i”((9 K. Dąbrowski, Elementy fi lozofi i rozwoju, PTHP, Warszawa 1989, s. 140/141.)).

Sytuacja polityczna postulowanej zmiany

Sytuacja polityczna i społeczna pokazują jasno, że proces przemianpowinien ulec koniecznej akceleracji, ponieważ inaczej możemy stracićszansę na to, aby go przeprowadzić. Państwowa pedagogika i ideologiczna,pseudopatriotyczna, nacjonalistyczna szkolna rzeczywistość wołają o zmianę,zabiega o nią też tysiące młodych umysłów, które opuszczają edukacyjny molochz wdrukowaną niechęcią do nauki. Inercja i bierny opór tych młodychludzi tylko ukazuje ogrom zmian jakich potrzebuje teraźniejsza edukacja. Chroniczne niedofinansowanie, samolubstwo szkoły. Logika wewnętrznasamoreprodukującego się systemu, który tworzy nowe immanentne dlasiebie cele traktując uczniów jako środek, ba surowiec do nich wymaga rewolucji,wymaga zmiany. Matura z matematyki ukazuje się jako jeszcze jedenbezsensowny cel systemu, który zatracił już wszelką nawet szeroko pojętąprzyzwoitość eksponując swoją własną dydaktyczną autoafi rmatywność((Łatwo zauważyć, że jeżeli w toku nauczania matematyki zdolności uczniów są stopniowo zaprzepaszczane (Gruszczyk-Kolczyńska) to dochodzi do tworzenia absurdalnego celu jakim jest udowodnienie własnej bytności systemu edukacyjnego poprzez najpierw odarcie własnych wychowanków z ich matematycznych uzdolnień, a następnie przymuszanie do zdawania testu maturalnego badającego ich uprzednio utracone umiejętności. Nie da się tego nazwać inaczej niż systemowo-immanentną perwersją.)).Rządowi koryfeusze prawdy nie przejmują się kompletnie tragicznym stanemoświaty przesuwając uwagę opinii publicznej na main streamowe rządowemedia, które produkując się zarzucają ludzi wszelkiego rodzaju medialnymśmieciem aby tylko zagłuszyć zew rozsądku pojawiający się co jakiś czasnawet w polskim społeczeństwie.

„Nowa pedagogika” byłaby konieczną próbą sprzęgnięcia sił reformatorskich w dziele rewolucji z pomocą posiadanego zaplecza profesjonalistów i naukowców, którzy opierając się na systemach oświatowych takich krajów jak Finlandia, Szwecja itp. dokonaliby koniecznego przewrotu w dziedzinie nauczania. Nie rozumiem dlaczego nie bierzemy przykładu z państw rejonu morza bałtyckiego, które prezentują dużo wyższy poziom społeczno-kulturowy
i edukacyjny niż państwa leżące na południu Europy.

To nie w armii leży przyszłość Polski lecz w edukacji i kulturze, naktóre należy przeznaczyć niezbędne i arcypotrzebne środki nie przejmującsię głosowaniem polityków, którzy już nam pokazali podczas dwudziestopięcioleciatransformacji, do jakiego stanu doprowadzili państwo pozbawioneobywatelskiego głosu rozsądku. Ludzie, środowiska naukowe muszą podjąćnierówną, choć konieczną walkę, słowem muszą okazać obywatelskie nieposłuszeństwo,aby dokonać zmian nim będzie za późno. Nim sytuacja staniesię tak zła, że jakakolwiek naprawa, odbudowa edukacji bądź kultury będzieprzerastała możliwości społeczne. Młodzi Polacy uciekają z własnego kraju,ich diagnoza sytuacji panującej w Polsce jest negatywna. Najgorsze jest to,że wyjeżdżają także ci najinteligentniejsi, zdolni i posiadający potencjał koniecznydo rozwijania społeczeństwa. Nie mają oni jednak wyboru, ponieważpaństwo nie jest w stanie zapewnić im warunków do życia i wykorzystać ichumiejętności. Powinno się ich zatrzymać za pomocą wzmocnienia polskiej gospodarki, kultury, edukacji i nauki, bo jak ma to miejsce w państwachskandynawskich, na tym opiera się nowoczesne silne i prężne państwo.

Nowy paradygmat

Paradygmat postrzegam tu jako bazę, podstawę danej nauki, podługktórej rozwiązuje się naukowe problemy. Jest to pewnego rodzaju umowapomiędzy badaczami, która określa uznane standardy w danym czasie. Jestto rozumienie Kuhna, które jest ogólnie przyjęte. „Fizyka Arystotelesa, AlmagestPtolemeusza, Principia i Optyka Newtona, Elektryczność Franklina,Chemia Lavoisiera czy Geologia Lyella – te i liczne inne dzieła wyznaczaływ swoim czasie uprawnione problemy i metody badawcze w danej dziedziniedla kolejnych pokoleń uczonych. Nadawały się do tego celu, gdyż miały dwieistotne wspólne cechy. Reprezentowany w nich dorobek był dostatecznie oryginalnyi atrakcyjny, aby odwrócić uwagę stałej grupy zwolenników danej teoriiod konkurencyjnych sposobów uprawiania nauki. Jednocześnie dorobek tenbył na tyle otwarty, że pozostawiał nowej szkole najrozmaitsze problemy dorozwiązania. Osiągnięcia odznaczające się wskazanymi cechami będę odtądnazywał paradygmatami”((T. Kuhn, Struktura rewolucji …, dz. cyt., s. 31/32.)). (podkreśl. D. Ch.)

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że takie osobyzainfekowane dezintegracją pozytywną zyskują jakby nowy paradygmat,nową podstawę dla swojego rozumienia rzeczywistości. Jeśli przyjrzymy siętej problematyce na przykładzie rewolucji kopernikańskiej. To widać, że to copoprzednio było uznawane za naukowe, a mianowicie system Ptolemeuszowyzostaje zastąpione przez inny system. Za Arthurem Koestlerem nie twierdzętu, że Kopernik udowodnił nowy system, bo tego nie zrobił, stworzył raczejkonieczne przekonanie o jego prawdziwości dzięki czemu zaistniała rewolucjanaukowa. „Czym wytłumaczyć ten ostatni paradoks [nieprzemijającąsławę Kopernika – D. Ch.] wieńczący paradoksalną historię życia kanonika?Jak to możliwe, że wadliwa, wewnętrznie sprzeczna teoria kopernikańskazawarta w nieczytanym i nie nadającym się do czytania dziele, w swoimczasie odrzucana, miała sto lat później dać początek nowej fi lozofi i, któraprzeobraziła świat? Otóż, ważna była istota, a nie szczegóły, do uchwycenia zaśistoty przeczytanie dzieła nie było konieczne. Idee potrafi ące zmieniać ludzkienawyki myślowe nie oddziałują wyłącznie na świadomy umysł, lecz wnikająw te głębsze warstwy, które są obojętne na logiczne sprzeczności. Wpływająnie na jakieś konkretne pojęcia, lecz na cały światopogląd”((A. Koestler, Lunatycy, przeł. T. Bieroń, Zysk i S-ka, Poznań 2002, s. 211.)).

Osoby posługują się różnymi paradygmatami, które nie sąkomplementarne. Nie istnieje obiektywne poznanie. Nawet poznanie intersubiektywnezakłada bardzo zbliżone pojmowanie świata przez wielkągrupę ludzi. To niezwykle interesujące, bo okazuje się, że nasze schematyteoriopoznawcze warunkują nasze praktyczne działania((Podział na teorię i praktykę jawi się jako fi kcja, gdyż wszystkie działania praktyczne wynikają z tego co nam wpojono, z naszych struktur poznawczych. Wszelkie rewolucjemyślowe polegają na zmianie tych podstawowych założeń. W związku z tym praktyka jestwykładnią teorii. Nie chodzi mi tu o coś tak banalnego jak prymat jednego z nich nad drugim,a raczej o kwestię wzajemnego ich splecenia w którym to raczej teoria jako pierwszadoprowadza do zmian ze względu na swoje zakorzenienie w naszym umyśle.)). O naukowościnie decydują więc fakty, a jedynie znaczenie jakie im przypisujemy. PaulK. Feyerabend w swojej najsłynniejszej książce pt.: Przeciw metodzie wypowiadasię w sposób jasny i dobitny pokazując, że dogmatyczne przekonaniana jakich wspiera się nauka niczym nie różnią się od religijnego fanatyzmu.Wierzenie w panteon bogów czy też w idee Platońskie bądź empirycznąnaukę niewiele się różni. Jest w rzeczy samej tak samo uprawnione. Rozwójw nauce postępuje często jedynie dzięki uchyleniu dyktatu rozumu.

„A oto, co zdają się nam mówić przykłady historyczne: istnieją sytuacje,kiedy nasze najbardziej liberalne sądy i nasze najbardziej liberalne reguływyeliminowałyby punkt widzenia uważany dzisiaj za istotny dla nauki i niepozwoliłyby mu przetrwać – a sytuacje takie zdarzają się dość często. Idee oweprzetrwały i obecnie mówi się o nich, że są zgodne z rozumem. Przetrwały,ponieważ uprzedzenia, namiętności, pycha, błędy, zwykła głupota, krótkomówiąc, wszystkie elementy charakteryzujące kontekst odkrycia przeciwstawiłysię dyktatowi rozumu. Przetrwały, ponieważ pozwolono owym irracjonalnymelementom działać w sobie właściwy sposób. Wyrażając toinaczej: kopernikanizm i inne „racjonalne” poglądy istnieją dzisiaj jedyniedlatego, że wymogi rozumu zostały uchylone w pewnym okresie przeszłościtych poglądów. (Stwierdzenie przeciwne jest również prawdziwe: czary i inne„irracjonalne” poglądy utraciły wpływy jedynie dlatego, że wymogi rozumuzostały uchylone w pewnym okresie przeszłości tych poglądów.)”((14 P. K. Feyerabend, Przeciw metodzie, przeł. S. Wiertlewski, Wydawnictwo Siedmioróg,Wrocław 1996, s. 119. Podkreślenia w tym przytoczonym cytacie i następnym są autorstwaFeyerabenda więc jestem wierny autorowi.))

Feyerabend ma rację, gdy w swojej książce pisze wprost, że pluralizm,mnożenie alternatywnych koncepcji, odmawianie poszanowania poglądomprezentowanym przez koryfeuszy prawdy, uznane autorytety jesttym co napędza naukę i rozwój ludzkości. Anarchizm epistemologiczny (kontrindukcjonizm) słusznie promuje jako jedyną niedogmatyczną zasadę„nic świętego”((Tamże, s. 26. „Jest więc oczywiste, że idea niezmiennej metody lub niezmiennejteorii racjonalności, oparta jest na zbyt naiwnym poglądzie na człowieka i jego środowiskospołeczne. Dla tych wszystkich, którzy przyglądają się bogatemu materiałowi dostarczonemuprzez historię i którzy nie mają zamiaru zubożyć go w celu zaspokojenia swych niższychskłonności, swej tęsknoty za intelektualnym bezpieczeństwem przyjmującym formę jasności,precyzji, „obiektywności” i „prawdy”, stanie się jasne, że istnieje tylko jedna zasada, którejbronić można we wszystkich okolicznościach i we wszystkich stadiach rozwoju ludzkości.Oto owa zasada: nic świętego.”)). Chodzi mi tutaj o to, że nie istnieje coś takiego jak jeden punktwidzenia, a największe nawet autorytety mylą się przypisując sobie monopolna prawdę. Poza tym mnożenie teorii służy zwiększaniu wiedzy empirycznejfaktycznie dostępnej ponieważ dochodzimy do faktów, które bez owych alternatywnychpunktów widzenia nie zostałyby nigdy odkryte. Współistnienieróżnych teorii jest więc niezbędnym warunkiem naukowego postępu. „Faktyi teorie są ze sobą o wiele ściślej powiązane niż zezwala na to zasada autonomii.Nie tylko opis każdego poszczególnego faktu zależy od jakiejś teorii (która możebyć, oczywiście, zupełnie różna od teorii sprawdzanej). Istnieją również fakty,które mogą być odkryte tylko i wyłącznie za pomocą teorii alternatywnychw stosunku do tej, która podlega sprawdzaniu; stają się one niedostępne, jeślitylko wykluczy się takie alternatywne teorie. Sugeruje to, iż metodologicznąjednostkę, do której musimy odwołać się przy rozważaniu kwestii empirycznegotestu i empirycznej treści, konstytuuje cały zbiór częściowo pokrywającychsię, adekwatnych w stosunku do faktów, lecz wzajemnie niezgodnych teorii”((P. K. Feyerabend, Jak być dobrym empirystą, przeł. K. Zamiara, PWN, Warszawa1979, s. 41.)).

Wyczerpywanie się starych paradygmatów prowadzi do tworzenianowych. Tak rozwija się nauka. Taki proces nie jest obcy również pedagogice.Rosnąca proliferacja subdyscyplin i tworzenie się coraz to nowych specjalizacjiwcale nie służy pedagogice jako nauce. „Nowa pedagogika” powstałabypo to aby sprzeciwiać się bezprawnym zakusom do kreowania dogmatycznejwykładni naukowej. Istnieje potrzeba rewolucji, odmiany percypowania tego,co uchodzi za właściwe jako takie. Obecna sytuacja w Polsce pokazuje jasnoi dobitnie na potrzebę dogłębnej reformy oświatowej, a raczej zasadniczejrewolucji w edukacji i szkolnictwie wyższym.

Czym jest rewolucja naukowa?

Przede wszystkim nie jest procesem ciągłym, kumulatywnym. Ma zazadanie rozsadzić stare struktury i zbudować nowe czerpiące z odmiennych źródeł fi lozofi cznych, pedagogicznych, psychologicznych, psychiatrycznychitp. Zmienia to w sposób kompletny znaczenie wielu pojęć, terminyprzedtem uznawane za naukowe już takie nie są. Wiąże się to ze zjawiskiemktóre odkrył Kuhn i opisał w swojej książce pod tytułem Dwa bieguny. Jeślistudiujemy dyscypliny istniejące choćby w średniowieczu, aby w pełni pojąćsposób rozumowania w nich zawarty musimy posługiwać się językiem naukz tamtego okresu. Słowem musimy przerzucić się na tamtejsze pojmowanietego co naukowe i powszechnie uzasadnione. Musimy więc wejść w staryparadygmat posługując się jego językiem, a nie językiem paradygmatównam współczesnych. Wtedy nagle wszystko staje się jasne. Pokazuje to jasnoi wyraźnie, że dyscyplina badana przez nas w okresie np. średniowiecznymbędzie dla nas niezrozumiała w kryteriach nam współczesnych. „W tymstopniu, w jakim to możliwe (w pełni nigdy nie jest, a gdyby było, nie sposóbbyłoby uprawiać historii), historyk powinien zapomnieć o nauce, jaką zna.Wiedzę o niej czerpać winien z podręczników i piśmiennictwa okresu, którybada. Ma obowiązek opanować je oraz poznać zastaną tradycję, w którą sięone wpisują, a później dopiero porywać się na nowatorów, których odkryciai wynalazki zmieniły kierunek rozwoju nauki. Mając zaś do czynienia z nowatorami,historyk powinien próbować myśleć tak, jak myśleli oni”((T. Kuhn, Dwa bieguny, przeł. S. Amsterdamski, PIW, Warszawa 1985, s. 168/169.)).

Żaden paradygmat nie jest więc w pełni przekładalny na drugi. Toświetnie obrazuje zarysowany tu problem. Nauka stanowi pewien logiczniespójny system, który choć to może się wydawać obrazoburcze nie musimieć nawet dużo wspólnego z rzeczywistością. Dlatego, kiedy stary systemokazuje się w sposób oczywisty nieprzystający do obecnych warunkówpowinna zaistnieć rewolucja, jeśli nauka nie chce popaść w stan stagnacji.Alternatywne prądy w nauce o wychowaniu, antypedagogika pokazująjedynie rosnącą potrzebę nowego podejścia. Nowej przestrzeni dla rozwojupedagogiki jako takiej. Coraz więcej badaczy praktyków i teoretyków będzieopowiadać się za odmiennym, alternatywnym podejściem, wywiąże sięwalka pomiędzy lojalnymi zwolennikami starego systemu, którzy jednakstopniowo wymierając i przechodząc na stronę nowego paradygmatuostatecznie opowiedzą się za tym co nowe. Jednak problemem jest brak czasui koniecznych środków na jaki chronicznie choruje polskie społeczeństwo.

Potrzeba zmiany

Tak więc niezbędnym jest zauważenie konieczności zmiany w obecnymedukacyjnym molochu. Szkoła ma być miejscem służącym przede wszystkim rozwijaniu i ukierunkowywaniu autonomicznych jednostek, którew dodatku zostają wyposażone w coś więcej niż tylko w samą wiedzę. Wynikato z prostego faktu, że z nas wszystkich największą wiedzę posiada nowoczesnykomputer, a nie jakaś persona. To nie umiejętności logicznego myśleniaczynią człowieka człowiekiem ale jego twórcza istota. Arcymistrze szachowijuż przegrywają z najnowocześniejszymi komputerami. Zatracenie tej humanistycznejwłaściwości spowoduje dehumanizację ludzkości w kierunkuzespołu psychopatopodobnych jednostek. Co ważne, edukacja nie istniejew odłączeniu od kultury, są to dwa napędzające się mechanizmy. Bez silnejkultury nie możemy marzyć o rozwoju społeczeństwa. Dobra, rozwinięta,nowoczesna edukacja jest jej koniecznym zaczątkiem. Powstanie mocnej,posiadającej własną specyfi kę i dynamikę kultury nie jest procesem, którydzieje się sam z siebie. Jeśli przestaniemy inwestować w kulturę, popadniemyznowu w stan natury (Hobbes) lub po prostu barbarzyństwo, któregopoczątki widać już na ulicach Polski.

Jakiego pandemonium trzeba, aby polscy obywatele zrozumieli koniecznośćprzemian, jeśli tak donośne sygnały, tak znaczący upadek kulturyumysłowej nie wystarcza, to czegoż innego oczekiwać jak nie kolejnegorozbioru, kolejnej zagłady naszej Rzeczpospolitej. Proces tworzenia kulturywymaga wysiłku, ogromnej pracy wielu pokoleń. Jak zauważa StanisławBrzozowski: „Inną jest rzeczą kulturę tworzyć, a inną rozumieć i tłómaczyćto, co już stworzone. Każdy świat kulturalny powstawał nie z logicznej analizypoprzedniego, lecz z zupełnie nowego wątka, z zaprzeczenia tego, czem żyłpoprzedni. Każdy był przed powstaniem swem nagim barbarzyńcą, każdanowa kultura ukazywała się zrazu jako zaprzeczenie poprzedniej, wydawałasię samej sobie zaprzeczeniem kultury, wartości. Tworzyć nową kulturę znaczyto tworzyć nowy typ życia. Narastając, walcząc o swe istnienie, wyłoni on z siebieto, co gdy będzie dokonane, ukaże się jako systematyczna całość, rozumnyorganizm wartości, a co w momencie powstania wydaje się zaprzeczeniemwszystkich tych form, w jakich wyobrażają sobie życie umysły wychowane nazakończonych, przeminionych kulturach”((S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studya o strukturze duszy kulturalnej, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983, s. 23. Reprint wydania drugiego, które ukazałosię we Lwowie w kwietniu 1910 roku. To co zdaje się być w cytatach błędami językowymi jestarchaizmami języka polskiego.)).

Nie wytworzyła się w Polsce jeszcze żadna autonomiczna, rozumnaoparta na jakiejś strukturze wartości kultura. Znajdujemy się w procesietworzenia i jeśli nie wzmocnimy, zrewolucjonizujemy edukacji nie będzie mogła się taka kultura skrystalizować, uformować, okrzepnąć. Tak samodzisiaj jak i dawniej polska kultura w ugruntowanej formie praktycznienie egzystuje((Wystarczy spojrzeć na czytelnictwo w Polsce na tle innych krajów Europy. Z rokuna rok coraz mniej obywateli sięga po książki. Statystyczny Polak czyta bardzo mało i niejest to tylko moja imaginacja. Ostatni raport Biblioteki Narodowej z 2014 roku dotyczącystanu czytelnictwa pokazuje to zjawisko, link do raportu: http://www.bn.org.pl/download/document/1428654601.pdfTen smutny fakt nie jest przypadkiem. Dalej tłumaczenia wielu naukowych, literackichtekstów ukazują się w Polsce z ogromnym opóźnieniem ponieważ nasza kultura generujena nie niewielkie zapotrzebowanie (dowodem cytowana w tym artykule książka Th oreaupt.: Obywatelskie nieposłuszeństwo). Niestety można tak wymieniać długo jeszcze. Co ciekaweraport Biblioteki Narodowej pośrednio potwierdza przemyślenia Sloterdijka dotyczące szkołyponieważ jeśli nauczanie odbywa się jedynie ze względu na instytucjonalny przymus do niegoto nie dziwi, że: „Od lat obserwujemy bowiem tendencję do „czytania szkolnego”, a więcczytania wynikającego z obowiązku, a nie dla przyjemności. Kiedy szkolny obowiązeksię kończy, wiele osób przestaje sięgać po książki. Co więcej, już w szkole czyta się przedewszystkim to, co konieczne – co czwarty spośród co najmniej piętnastoletnich czytelnikóww naszym badaniu nie wymienił żadnej książki przeczytanej w całości w ciąguroku poprzedzającego badanie. W żadnej grupie wiekowej odsetek ten nie był wyższy.”(Podkreślenie za autorami) – I. Koryś, D. Michalak, R. Chymkowski, Stan czytelnictwaw Polsce w 2014 roku, Biblioteka Narodowa 2015, s. 58. To bardzo ciekawe bo już ten fragmentpokazuje, że stawiana przeze mnie w tym artykule diagnoza się potwierdza. Polska szkoław sposób samolubny zaprzeczając materii nauczania produkuje w systemowo-immanentnysposób tabuny młodych ludzi, którzy nie posiadają nawet umiejętności uczenia się (nie mówiąco czytaniu ze zrozumieniem), a tym bardziej dokonywania jakichkolwiek postępowych zmianw społeczeństwie. Ogłupianie społeczeństwa przez władzę nie wydaje się w tym kontekścieterminem używanym na wyrost.)). Sami siłą swej woli musimy stwarzać się, egzystować wobecsłabych perspektyw nowoczesności: „Należeć do trwałego świata, stanowićjego moment organiczny – takiem było zawsze określenie kultury, twórczościkulturalnej. Kulturą stają się właśnie nasze cechy indywidualne jedynie,gdy są oparte na takim trwałym gruncie. Dzisiaj zadanie nasze jest szczególnietrudne, gdyż świat kultury, na którym jedynie oprzeć się możemy,nie istnieje, nie można nawet powiedzieć, że powstaje. Nie uciska on nasz zewnątrz, w sobie samych zbudować i ugruntować musimy, założyć siłąwoli podstawy trwałe i nie zapadające się pod nogami. Odpowiedzialnośćwobec historyi – oto jest rys zasadniczy każdej mającej doniosłość kulturalnądziałalności. Wrogiem najgroźniejszym jest dziś życie bez historycznegoplanu, miękki i bezkostny subjektywizm. Brak kulturalnej, historycznej woli,brak męstwa, odległych historycznych perspektyw – oto cechy, rzucające się w oczy nowoczesnej europejskiej psychice kulturalnej. Tym kanałem wyciekanajszlachetniejsza krew naszej myśli”((Brzozowski, Legenda młodej …, dz. cyt., s. 24.)). (podkreśl. D. Ch.)

Wola akrobatyzmu, siła zawarta w wezwaniu: musisz życie swe odmienić– może dać przemożny impuls, konieczną siłę do tego aby swe podstawykulturalne ugruntować, utworzyć. W czymże innym niźli w tym oto procesiema wykuwać się konieczna jednostka kulturalna, bez której to istoty poddawanejprzemożnym napięciom naszej złudnej postszlacheckiej i postkolonialnejrzeczywistości((Zob. J. Sowa, Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą,UNIVERSITAS, Kraków 2011.)) zatracimy nasz narodowy charakter. Jednostka owachoruje na dezintegrację pozytywną, która pod właściwym ukierunkowaniemmoże ją przekształcić w najprawdziwszy diament. Bez tejże pracy nadsobą, bez woli przemiany kultura nasza w proch się rozpadnie i w czeluśćobróci, a z nią samą i edukacja oddech swój zatraci i na wygnanie pójść musi((Notabene na dobrowolne wygnanie poszło już kilka milionów Polaków.)).

Czym jest lub być powinna „nowa pedagogika”?

To głos sprzeciwu tych, którym zależy na rozwoju nauki, którzy widząświatełko w tunelu i chcą doprowadzić do zmian. Jednak, aby zaczęło się dziełorewolucji, konieczne jest zamanifestowanie społecznej solidarności w akcieprzemiany. Transformacja na nowy i wyższy poziom nie jest łatwym zadaniem,ale jest konieczna żeby stworzyć coś nowego. Życie w złudzeniu możebyć przyjemne, ale co nam pozostanie kiedy ta fantazja zniknie – jedynieszara rzeczywistość. System edukacyjny w Polsce znajduje się niewątpliwiew stanie kryzysu((B. Śliwerski, Zmierzamy ku edukacyjnej katastrofi e. Sowietyzację zastąpiła amerykanizacja,wywiad link: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/701245,zmierzamy_ku_edukacyjnej_katastrofi e_sowietyzacje_zastapila_amerykanizacja.html)). Państwo zapomniało, że zyski z kształcenia, wychowanianie są natychmiastowe, a rozłożone w czasie. Paradygmat, baza na którejopiera się pedagogika powinien zostać zmieniony, jeśli ma nastąpić jakiśpoważniejszy przełom((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 601/602.„Ponieważ prawo uczenia przez naśladowanie jest niepodważalne, to szkoła [równieżpolska – D. Ch.] ryzykuje, że prezentowaną przez siebie niechęć do prezentowania wzorcowościczyni wzorem, który powtarza się w następnych generacjach. W rezultacie w drugim, trzecimpokoleniu pojawiają się prawie wyłącznie nauczycielki i nauczyciele, którzy celebrują jużtylko samoodnośność nauczania. Samoodnośnym jest to nauczanie, które odbywa się tylkodlatego, że leży to w naturze systemu. Wraz z wyodrębnieniem się systemu szkolnego zaistniałstan, w którym szkoła zna jeden jedyny przedmiot główny, zwany „szkołą”. Temu odpowiadajedyny zewnętrzny cel nauczania: ukończenie szkoły. Kto kończy takie szkoły, ten przez okresdo trzynastu lat uczył się nie brać za przykład nauczycielek i nauczycieli. Dostosowując się dosystemu, nauczył się uczenia, które wyrzeka się interioryzowania materii nauczania; niemalnieodwracalnie wprawił się w przerabianiu materiału bez wcielającego ćwiczenia. Nabył habitusuczenia-się-na-niby, przywłaszczającego sobie defensywnie dowolne przedmioty w systemowoimmanentniesłusznym przekonaniu, że póki co celem wszelkiej pedagogiki jest umiejętnośćprzystosowania do istniejących form nauczania.”)).

Nic nie da zmiana edukacyjnej otoczki, wprowadzenia jakiejś reformy,która nie dokona zmiany podstawowych założeń, ponieważ zmiany w nauce,a co za tym idzie w mentalności, w naszych podstawowych strukturachumożliwiających poznanie otaczającej nas rzeczywistości nie zachodzą nabazie starych przesłanek. Rewolucja musi dokonać się za pomocą rozbiciadotychczasowego naukowego światopoglądu i wprowadzenia alternatywnegowzględem niego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. „Ponieważpojawienie się nowej teorii wymaga daleko idącej destrukcji paradygmatui zasadniczych zmian w problematyce i technikach nauki normalnej, poprzedzaje zazwyczaj okres znacznej niepewności zawodowej. Niepewność ta rodzi sięz notorycznych niepowodzeń nauki normalnej w rozwiązywaniu łamigłówek.Świadomość zawodności istniejących reguł stanowi preludium do poszukiwanianowych”((T. Kuhn, Struktura rewolucji …, dz. cyt., s. 126.)).

„Nowa pedagogika” ma w swoim zamierzeniu jeden zasadniczy trendmianowicie chce odwrócić zastany stan rzeczy. Zamierza wyciągnąć rękędo tych ludzi, którzy mogą stać się koniecznym zalążkiem pozytywnym dlarozwoju. Teoria dezintegracji pozytywnej wpisuje się doskonale w ten nowysposób pojmowania edukacyjnej rzeczywistości, ponieważ obrazuje namtrudną kondycję polskiego społeczeństwa, które w tej chwili, kiedy piszęte słowa słania się na nogach((Stan dezintegracji jednopoziomowej Polski utrzymuje się już od jakiegoś czasuco pokazały wybory Prezydenta RP w 2015 r. Pozapartyjny kandydat Paweł Kukiz nieprzypadkowodostaje ponad dwadzieścia procent głosów głównie młodych Polaków. Dzieje siętak z tego powodu, że dziesiątki, setki tysięcy młodych obywateli zostało pozostawionychsobie, gdyż wykształcenie samo w sobie nie zapewnia im praktycznie żadnego oparcia, niedaje żadnej nadziei, jakiejkolwiek wizji przyszłości.)). Społeczeństwo, a zwłaszcza jego młodszaczęść chce zmian, jednak nie potrafi ą oni sformułować swoich celów, niedostarczono im do tego koniecznych instrumentów. Kultura, która nie dajeoparcia, cierpiąca na chroniczne niedofi nansowanie ze strony polskiegorządu. Edukacja pokazująca, że stanowimy jedynie nic niepotrzebny elementspołecznej układanki. Te obydwie podstawowe i wzajemnie powiązane sferyzostały w całkowity niemal sposób zlekceważone i pozostawione na pastwę losu i korupcji. Wszystkie te procesy mają w całości negatywne oddziaływaniena naszą kulturę, naukę i społeczeństwo((Polska jawi się jako okręt, który zaczyna tonąć, a szalupy ratunkowe są przygotowane tylko dla tych spośród nas, którzy zapewnili sobie intratną pozycję w rządzie i trzymająw rękach władzę. Stoją oni na szczycie pokładu i nie przejmują się tym, że kadłub okrętu jestpodziurawiony jak sito, a ludzie nie nadążają z wylewaniem wody. Uśmiechają się, bo wiedzą,że w razie czego mają dokąd się udać, zapewnili sobie miejsca azylu w zachodniej Europie.Reszta z nas pozostaje jako niepotrzebny balast, który może spokojnie pójść na dno.)).

Skąd bierze się przekonanie wielu obecnych czołowych pedagogówo kryzysie w oświacie, grożącej nam katastrofi e edukacyjnej? Jednym z najważniejszychpowodów jest narastające przekonanie, że dotychczasowe metodyoddziaływań wychowawczych w nowoczesnym świecie są już przestarzałei zaczynają wymagać zmiany. Nowy paradygmat pedagogiki opierałby sięna innych podstawowych przesłankach, na innym podejściu do dzieci, nazrezygnowaniu z wychowywania dyrektywnego. Potrzebne jest wprowadzenieinnego rozumienia zaburzeń szkolnych i trudności wychowawczych,inne pojmowanie chorób psychicznych, wczesne diagnozowanie zdolnościszkolnych, indywidualizacja procesu kształcenia, rozpoznawanie i wspieranienajzdolniejszych jednostek((K. Dąbrowski, Wprowadzenie do higieny psychicznej, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne,Warszawa, 1979, s. 207-216.)).

To tylko niektóre z punktów w których państwowa, tradycyjna pedagogikaróżniłaby się zasadniczo i w sposób nieodwracalny od „nowejpedagogiki”. Bardzo pomocne w ustanowieniu się alternatywnego podejściabyłoby zrozumienie tego, jak wielkie straty ponosimy nie wykorzystującnajzdolniejszych jednostek, a nawet je niszcząc. W tym zakresie duże zasługimogłaby położyć teoria dezintegracji pozytywnej, która proponuje zasadępsychoterapii przez rozwój. „Psychoterapia przez rozwój dotyczy zwłaszczatrudności i zaburzeń w rodzaju trudności wychowawczych, nerwowości i psychonerwic.Nie są one nigdy związane z jakimikolwiek organicznymi zmianamimózgu, lecz zasadniczo są to zaburzenia psychiczne funkcjonalne i w większościprzypadków można je uznać za objawy pozytywnego rozwoju. Te „zaburzenia”stwierdzić można obecnie u ok. 60-65% osób, które się zwracają o pomoc dopsychologa i psychiatry, lub cierpią na nie, nie zgłaszając się o pomoc. Fakt,że uznaje się je za wymagające leczenia i przywracania do tzw. normy albointegracji, jest według mnie rezultatem nieporozumienia, które trwa od wielusetek a nawet tysięcy lat”((K. Dąbrowski, Psychoterapia przez rozwój, Wydawnictwo „PRASA ZSL”, Warszawa1979, s. 52.)).

Niewątpliwie szkodliwe jest panujące w naszym narodzie przekonanie,że nic nie da się zmienić. Jeszcze gorszym w skutkach jest myślenie, żenajważniejszy głos mają ci, którzy są ekspertami w danej dziedzinie bądźci, którzy rządzą. Jedynym głosem państwa jest głos ludu, czyli tych, którzyzgodnie z umową społeczną((Zob. J. J. Rousseau, Umowa społeczna, przeł. A. Peretiatkowicz, Wydawnictwo MarekDerewiecki, Kęty 2003.)) tworzą społeczeństwo. Kiedyś poglądy Th omasaHobbsa przedstawione w jego wiekopomnym dziele pt.: Lewiatan((Zob. T. Hobbes, Lewiatan czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, przeł. Cz. Znamierowski, Fundacja ALETHEIA, Warszawa 2005.)) stanowiływyznacznik życia jednostki. Człowiek człowiekowi wilkiem – homohomini lupus est, lub bellum omnium contra omnes – wojna wszystkich zewszystkimi. Jednak i dzisiaj możemy obserwować przywracanie stanu natury(jeśli można to tak nazwać) na terenie obecnego państwa islamskiego. Jeślitylko siła ma spajać ludzi prawdopodobnie jest to właściwe, jednak tylko naniskim poziomie rozwoju społecznego. Z tego to powodu dyktatura Baszszaraal-Asada w Syrii objętej teraz próbą stworzenia nowego kalifatu odgrywałapożyteczną rolę. Wszechwładny suweren zapewniał jednak bezpieczeństwomordując opornych i tłamsząc religijnych fanatyków.

Europa, przynajmniej zachodnia przedstawia – jak się wydaje – wyższypoziom rozwoju społeczeństw. W tym kontekście bardziej reprezentatywne,również dla Polski, zdaje się podejście do kwestii koniecznej wolności jednostkiwobec drapieżnego państwa takiego klasyka jak Henry David Th oreau,który słusznie rozprawił się z problematyką bezdusznego państwa i tego, w jakisposób rości ono sobie niestety prawo, aby być czymś więcej niż tak naprawdęjest. W obecnej sytuacji, kiedy widzimy jak powracają stare fanatyzmy religijnei nacjonalistyczne na całym świecie, istotnym wydaje się zaznaczenie tego,że pedagogika nie może być tworem stricte państwowym. Musi niejako egzystowaćprzy boku państwa, ale i być surowym krytykiem, strzec dobra swoichuczniów. Bez naddatku humanistycznego, bez koniecznej dozy autonomiizarówno pedagogiki, edukacji jak i jednostki nie może być mowy o istnieniupaństwa jako takiego. Staje się ono wtedy jedynie tworem ideologicznymsłużącym własnym partykularnym interesom. „Rząd jest tylko organem wybranymprzez naród, aby wypełniał jego wolę. Zanim jednak naród zdąży gow swych celach wykorzystać, organ ten dokonuje nadużyć i ulega deprawacji”((H. D. Th oreau, Obywatelskie nieposłuszeństwo, przeł. H. Cieplińska, Dom WydawniczyREBIS, 2006, s. 16.Nie wymaga komentarza, że jest to pierwsze osobne książkowe wydanie w polskimjęzyku tego klasycznego dzieła, po prawie 160 latach od jego ukazania się.)).

Rząd, który nie spełnia postulatów obywateli i nie zapewnia im koniecznegopoziomu bytowania nie ma prawa do egzystencji. Taka jest prawda.Czynnikiem spajającym państwo jako takie jest kultura, która wypływabezpośrednio z edukacji i wykształcenia szerokich mas społecznych. Słowemilość środków fi nansowych przeznaczanych na edukację i kulturę z budżetupaństwa jest prostym wyznacznikiem tego, czy jego władze wywiązują się zeswoich obowiązków. Widać jasno, że w Polsce, gdzie poziom fi nansowaniaedukacji i kultury ciągle maleje, państwo okazuje wielki brak szacunku wobecswoich obywateli. Nie da się wychować społeczeństwa na fundamencieignorancji i redukowania wydatków na oświatę. Nadszedł więc czas na to,aby gros obywateli okazał rządowi polskiemu swoje obywatelskie nieposłuszeństwo.„Wielu zatem obywateli, ofi arowując swoje ciało państwu, służy munade wszystko jako maszyny, nie jako ludzie. Mam na myśli stałą armię, milicję,strażników więziennych, posterunkowych, posse comitatus, i tym podobnych.[W Polsce nauczycieli również można zaliczyć do tej grupy] W większościprzypadków nie kierują się ani rozsądkiem, ani pobudkami moralnymi;sami siebie traktują jak drewno, ziemię i kamienie; a przecież ludzi drewnianychmożna by po prostu ciosać z pnia i też spełnialiby te same funkcje, coowi obywatele wzbudzający nie większy szacunek niż kukły czy sterta śmieci.Są tyle samo warci, co konie lub psy. Mimo wszystko jednak uważa się ich zadobrych obywateli”((Tamże, s. 20/21. W obecnej sytuacji w Polsce niestety dobry nauczyciel to nauczycielpaństwowy tzn. przesycony nacjonalistyczną ideologią.)). Władza w Polsce wyzbyła się jakiegokolwiek szacunkudla społeczeństwa((Zakładam tu, że kiedykolwiek jakiś szacunek wobec niego miała. Co patrząc nanasze historyczne dzieje jest wielce wątpliwe, przecież dopiero zaborcy oswobodzili chłopówpańszczyźnianych, czyli de facto większość naszego narodu za ów naród uznawana nie była.Ciekawe, że ludzie tyle mówią o czarnych niewolnikach (powstanie Stanów Zjednoczonych –wojna secesyjna), a o Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Imperium kolonialnym – Jan Sowa),gdzie chłopi byli traktowani gorzej niż zwierzęta i nie było ruchu abolicjonistów fi lmów się nierobi, ani nie opowiada w szkole. Szlachta polska określała ludność ukraińską mianem czerni coczyni tą porównanie bardziej wymownym. Jakub Szela występuje w Stanisława WyspiańskiegoWeselu jako nędzny morderca, choć jeśli patrzymy z perspektywy chłopskiej był on narodowymbohaterem. Polska szkoła indoktrynuje uczniów przekazywanym od pokoleń sarmackim mitem,Panem Tadeuszem Adama Mickiewicza, Henrykiem Sienkiewiczem i innymi jednostronnymiobrazami historycznej dziejowości. Takie ujęcie odpowiada w dużym stopniu za dzisiejszą mentalnośćPolaków i związane z nią stosunki społeczne. Dlaczego dla równowagi nie przekazuje sięnp. obrazu Szeli utrwalonego przez Bruno Jasieńskiego w Słowo o Jakóbie Szeli.)). Degrengolada i upadek obyczajów widoczny jest na większości ulic. Słownictwo, charakter, osobowości zaczynają powoliobumierać z braku środków ich podtrzymywania. Jedynym co pozostaje zdecydowanej większości młodych ludzi to zagraniczny exodus. Autorytetnauczyciela sięgnął dna. Większym szacunkiem cieszy się obecnie i pozostajedo wykorzystania niosąc niewątpliwie pozytywny ładunek emocjonalnyautorytet trenera, któremu wolno więcej niż komukolwiek innemu.

Szkoła ascezy

„Nowa pedagogika”, jak sama nazwa wskazuje, byłaby zupełnie nowympojmowaniem rzeczywistości szkolnej. Korzystałaby ona z odmiennychnarzędzi w procesie kształcenia i diagnozowania, stawiałaby na czele swoichzadań kształtowanie empatii u uczniów((Między innymi metody psychoterapii i diagnozy opracowane i opisywane przez Kazimierza Dąbrowskiego w wielu jego książkach. W dużym stopniu są one opisane w uprzedniojuż cytowanej książce pt.: Psychoterapia przez rozwój. Nie można budować właściwej edukacji bezpoprawnego rozpoznawania uzdolnień uczniów i ich typów psychicznych oraz bagażu psychicznegojaki ze sobą wnoszą. Jest w tej książce zawarty świetny opis metod psychoterapii w zależnościod poziomu dezintegracji pozytywnej na jakim pacjenci się znajdują. Jak również zawarte sąwskazówki jak postępować z dziećmi podlegającymi procesowi dezintegracji pozytywnej.)). Pojmowanie pedagogiki jako pewnego zespołu ćwiczeń, ascez o charakterze pedagogicznym byłoby jejnieodłącznym punktem. Fenomen antropotechnik, który odkrywa przednami Sloterdijk, stałby się podstawą nowego, zmienionego rozumienia całejpedagogiki. Skoro autorytet trenera byłby tym, do czego dąży pedagog,to szkoła stałaby się miejscem, w którym zabrzmi wezwanie do odmianyswojego życia, do zaprzestania bezczynności, do ćwiczenia się w walcez samym sobą, do przekraczania własnych możliwości. Miejsce kształceniajest również miejscem treningu. Uczniowie mają za zadanie zmieniać swojeżycie poprzez wsłuchanie się w naczelny imperatyw wynikający z kondycjiludzkiej, który brzmi: Musisz życie swe odmienić((Jest to fragment wierszu Rilkego pt.: Archaiczny tors Apolla który traktuje jako punkt początkowy swoich rozważań Sloterdijk. Jest to również tytuł jego znakomitej książki.)). Czołowym obowiązkiem pedagoga jest ciągłe dokształcanie się, ciągła walka o dobrą formę uczniów,ma on chcieć, aby im się chciało. Ma wzbudzać w nich siły witalne koniecznedo przemiany własnej podmiotowości.

Obóz treningowy, jakim w rozumieniu „nowej pedagogiki” jest szkoła,stałby się miejscem, gdzie w pocie czoła wykuwałoby się autonomiczne jednostkiludzkie. Wola ulegałaby koniecznemu wzmocnieniu. Ludzie różnią siępod względem potencjału i nie wolno tego ignorować. Zadaniem szkoły jestzatem dopomóc w zrealizowaniu możliwości ucznia, wydobyć jego własnypotencjał. Sloterdijk pisze, że niemożliwe jest uniknięcie różnicowania sięludzi w stosunku do siebie samych, ponieważ wertykalna kondycja człowieka na to nie pozwala((Wertykalne doświadczenie świata jakiemu uległ człowiek, gdy stanął na nogachi rozpoczął wędrówkę po ziemi było czymś zmieniającym go u samych podstaw. Oddzielenieod matki ziemi i spojrzenie z góry na otaczający go świat natury umiejscowiło jednostkę „(po)nad” w stosunku do otoczenia. Od tego momentu egzystencję człowieka przepełnia napięciewertykalne, które objawia się niepohamowanym pędem rozwojowym. Widać tu zbieżnościmiędzy skazanym na rozwój (Dąbrowski) a egzystencją akrobatyczną (Sloterdijk).)). Różnica między ćwiczącym, a nie ćwiczącym, względniećwiczącym inaczej narzuca się sama z siebie. Trzeba zatem pamiętać, żenawet niećwiczenie jest rodzajem treningu((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, s. 107. „Cioran jest ćwiczącym nowego typu, którego oryginalność i reprezentatywność polega na tym, że ćwiczy się w zaniechaniu każdego celowegoćwiczenia. Metodyczne ćwiczenia są jak wiadomo możliwe tylko wtedy, kiedy ma się przedoczyma jakiś zobowiązujący cel ćwiczeń. Cioran kwestionuje właśnie autorytet takiego celu.Zaakceptowanie celu ćwiczenia znaczyłoby przecież znowu: wierzyć – przy czym słowo „wierzyć”określa tu działanie mentalne, którym rozpoczynający ćwiczenie uprzedza z góry jego cel.”)). Można doskonalić się coraz bardziej w czystej negacji życia jako takiego. Ćwiczyć się w dryfowaniu bezcelu, w rozkoszy płynącej z nijakości. Tak czynił Emile Cioran: „Lenistwoochłodziło mój entuzjazm, przytępiło popędy, osłabiło gniew. Ludzie, którymnie jest wszystko jedno, wydają mi się potworami: ja bowiem mobilizuję wszystkiemoje siły, by nauczyć się zaniechania, ćwiczę się w nic nierobieniu, swojezachcianki zwalczam, powołując się na paragrafy sztuki Gnicia”((E. M. Cioran, Zarys rozkładu, przeł. M. Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa 2006, s. 219/220.)).

Egzystencja człowieka jest zbudowana z antropotechnik, ascez, są onenieodłączną częścią życia człowieka, chociaż nie zdaje on sobie z tego sprawy.Celem „nowej pedagogiki” jest więc dążenie do tego, co być powinno, a niedostosowywanie się do tego, co jest. Psychiczne środowisko wewnętrznei procesy z nim powiązane, neurologia, a przynajmniej jej elementy powinnyznaleźć się w kształceniu pedagogicznym, które musi przejść każdy nauczyciel.Dopuszczanie do bardzo ważnego społecznie zawodu nauczycielskiegokażdego, bez względu na to, jaki był poziom jego wykształcenia, jest niewybaczalnymbłędem. Każdy przyszły pracownik szkoły publicznej powinienprzechodzić przez testy psychologiczne i psychiatryczne, badania pod kątempoziomu empatii. Kształcenie kandydatów do tego zawodu powinno byćbardziej rozbudowane, wprowadzając także elementy wiedzy psychiatryczneji psychologicznej. Dobrym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie limitówprzyjęć na studia nauczycielskie((System edukacji we Francji jest opisany w portalu eurydice – sieć informacji o edukacji w Europie, zob. link: http://eurydice.org.pl/wp-content/uploads/2014/10/francja.pdf)), tak aby w przyszłości zapewnić dobrze wykształconą i starannie wyselekcjonowaną kadrę do szkół.

Fenomen ascez, którego odkrycie zawdzięczamy Nietzschemu jawisię jako arcyważna rewelacja w historii ludzkości. Wielki burzyciel, któryswoją egzystencję związał nieodłącznie z antykiem (koncepcja allochroniiNietzsche’go) jest przykładem istnienia, które poprzez arcytrudne przeciwstawieniesię obecnym w jego epoce przekonaniom, poprzez zniszczeniestarego kulturowego paradygmatu na gruncie swej jednostkowej egzystencjidokonał rzeczy zaiste niesłychanej((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 41-53.)). Stał się zdobywcą największego skarbu ludzkości, największej tajemnicy istnienia ludzkiego czyli fenomenu ćwiczeń,który niczym pionowo skierowane, wertykalne napięcie wyróżnia bycieczłowieka spośród zwierzęcej gromady.

„Podkreślmy raz jeszcze: ujawnienie tego „jednego z najpowszechniejszychfaktów” dotyczy nie tylko kształtowania stosunku do samego siebie przezsamoudrękę, ale obejmuje wszystkie warianty „troski o siebie”, jak i wszystkieformy starań o dorównanie temu, co najwyższe. Notabene, zakres kompetencjiascetologii, rozumianej jako ogólna teoria ćwiczeń, nauka o habitusiei źródłowa dyscyplina antropotechniki, nie kończy się wraz z fenomenamikultury wysokiej i spektakularnymi osiągnięciami duchowych i somatycznychwydźwignięć wertykalnych (sprowadzających się do najróżniejszych wcieleńwirtuozerii), lecz obejmuje każde żywotne kontinuum, każdą sekwencję nawyków,każde przeżywane jedno-po-drugim, włącznie z pozbawionym pozorniewszelkiej formy dryfowaniem i najbardziej niedbałym znużeniem”((42 Tamże, s. 52.)).

Teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego

Jak więc widać wirtuozeria, swoista egzystencjalna akrobatyka jesttym, co jest najgłębszym zewem istnienia ludzkiego. Teoria dezintegracjipozytywnej Dąbrowskiego mówi o pozytywnym charakterze zdecydowanejwiększości zaburzeń psychicznych((43 K. Dąbrowski, Dezintegracja pozytywna, PIW, Warszawa 1979, s. 78/79.„Już wielokrotnie podkreślałem, że nerwice i psychonerwice, a także wstępne ich formy, tzn.nerwowość albo wzmożona pobudliwość psychiczna, mają znaczenie zasadnicze dla pozytywnegorozwoju dezintegracji. Wiemy już, że wzmożona pobudliwość psychiczna daje podstawy penetracjiwyższych i bardziej skomplikowanych rodzajów i poziomów rzeczywistości niż te, które są dostępneludziom tzw. normalnym. Sytuacje konfl iktowe powodują u ludzi wrażliwych i nerwowychczęste urazy, inhibicje, ale zarazem pobudzają ich do prób interpretacji owych przykrych zdarzeń,zrozumienia ich oraz modyfi kowania własnych nastawień. A zatem wzmożona pobudliwość psychiczna,szczególnie emocjonalna, imaginatywna i intelektualna, skłania do aktywnej percepcjirzeczywistości, powoduje jej rozbijanie na formy jednopoziomowe i wielopoziomowe, krytyczneustosunkowanie się do tych pierwszych i chęć dążenia „ku górze”, ku tym ostatnim.”)). Jest to wielkie odkrycie, którego znaczenie pozostaje w polskiej myśli edukacyjnej niedostrzeżone i niedoceniane.Dezintegracja wewnętrznego środowiska psychicznego zachodzącana gruncie różnorakich zasadniczych dynamizmów rozwojowych takich np.jak dynamizm przedmiot-podmiot w sobie, nieprzystosowanie pozytywne,dynamizm autonomii i autentyzmu, itp. pokazuje, że pewne prawidłowościogólnego rozwoju psychicznego środowiska człowieka i jego osobowościzostały pominięte, lub raczej zrozumiane w niewłaściwy sposób. Elementdezintegracji według badań Dąbrowskiego((K. Dąbrowski, Psychoterapia przez …, dz. cyt., s. 10-11. lub K. Dąbrowski, Wprowadzenie do higieny …, dz. cyt., s. 45-46.)) charakteryzuje te wszystkiejednostki, które stanowią największą wartość dla społeczeństwa i którychwyłapywanie i wspieranie w rozwoju byłoby niezmiernie korzystnym dlarozwoju kultury, nauki i sztuki. Dlatego, że myśl ta w odmienny sposób widzizaburzenia psychiczne, trudności wychowawcze, zdrowie psychiczne, rozwójwewnętrzny człowieka, transformację, lęk, depresje, nie mogła i nie możebyć wykorzystana przez obecny paradygmat edukacyjny. Mogłaby jednakbyć integralnym składnikiem nowego paradygmatu ponieważ opiera się nainnym rozumieniu natury człowieka. Odwołuje się do odmiennej fi lozofi i,do egzystencjalizmu. Søren Kierkegaard, Karl Jaspers są takimi reprezentatywnymifi lozofami dla tej teorii. To z nich i innych przedstawicieli tegonurtu czerpie ona siłę zasadniczą.

Hans Würtz, którego „pedagogikę kalekich” przedstawia w swoimmonumentalnym dziele Sloterdijk((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 67-83.)) zwraca uwagę na to, że jednostka – dziękiswojemu „kalectwu”((Tamże, s. 56. „Że życie może być związane z przymusem parcia do przodu wbrewsilnym oporom, należy do podstawowych doświadczeń tej grupy ludzi, których wcześniej nazywanobeztrosko kalekami, zanim za sprawą rzekomo bardziej humanitarnych, okazującychzrozumienie i respekt duchów czasów nowszych przechrzczono ich na inwalidów, sprawnychinaczej, ludzi specjalnej troski, a w końcu po prostu „ludzi”. Jeżeli dalej używam nadal tegostarszego, dzisiaj już niestosownego wyrażenia, to wyłącznie dlatego, że należało ono na stałedo słownika czasów, do których w tym rozdziale powracam. Gdyby, chcąc obsłużyć współczesnąwrażliwość, czy może tylko przewrażliwienie, porzucić je na rzecz innego, zniknąłby wrazz tym pewien system bezlitosnych spostrzeżeń i wglądów.” Zgodnie z przywołanym w tymcytacie poglądem używam w tym artykule terminu kalectwo i jego pochodnych ponieważjest on ważny dla uchwycenia sensu prezentowanego zagadnienia. Jest więc ten termin użytyw dobrej, niestygmatyzującej intencji w oderwaniu od jego teraz już pejoratywnego charakteru.)) – zyskuje niezmierzoną wprost siłę woli((Würtz stosował w praktyce pedagogicznej nietzscheańską fi lozofi ę woli mocy.)). Nie tylko zaburzenia psychiczne ale i somatyczne ubytki również mogą stanowićo przyspieszonym rozwoju. „Osoby kalekie” poprzez swoją „okaleczoną egzystencję”otrzymują potężną determinację do życia, która przy odpowiednim treningu mentalnym skutkuje u nich przezwyciężeniem własnych ograniczeń.Ci „kalecy” artyści stanowią fenomen, ponieważ obrazują nam, co możeosiągnąć jednostka skoncentrowana na dążeniu do niewyobrażalnego, naprzekraczaniu własnej egzystencji i związanych z nią barier. Wirtuozem musibyć każdy z nich, w ich życiu nie ma miejsca na przygnębienie i gorycz, sąoni ciągle w krainie uśmiechu. Jednak, co ważne, mogą oni w drodze rozwojuprzezwyciężyć swoje ograniczenia.

Czy zrobią to w sposób psychopatyczny, czy też przezwyciężą w drodzepracy nad sobą? Te nierozłącznie związane z „kalectwem” skłonności, to jużinna kwestia. Zarówno teoria dezintegracji pozytywnej, jak i „pedagogikakalek” Würtza uwzględniają ten sam fakt, że jeśli pozornie jedynie negatywnezjawisko takie jak choroba psychiczna, okaleczenie cielesne poddamy oddziaływaniuascez pozytywnych, witalnych, to mamy szansę wydobyć ogromnątwórczą siłę. Negatywne ascezy to takie, które mają na celu upodlenieczłowieka poprzez cierpienie, deprecjację własnej osoby. Natomiast ascezypozytywne są takimi praktykami, które nie posiadają charakteru chorobliwiecierpiętniczego, a jedynie mają na celu – za pomocą odpowiednich programówtreningowych – optymalizowanie jednostek jako twórców i wirtuozóww różnorakich dziedzinach.

Prawdziwy rys jednostki ludzkiej jest sylwetką akrobaty, wirtuozawłasnej egzystencji, który za pomocą ekstremalnych praktyk ćwiczeniowychprzekracza własną naturę, ewoluując jako twórca. Człowiek podług Sloterdijkaokreślił swój charakter, kiedy stanął na nogi i umiejscowił się wertykalniew stosunku do swego otoczenia. Różnica pomiędzy tym co na dole, a tymco na górze, narzuca się sama z siebie. W tym oto momencie, spoglądającw górę, jednostka ludzka poczuła to przemożne pragnienie osiągania corazto bardziej wzniosłych szczytów, przekraczania samej siebie, transgresji tego,co zwykłe, w kierunku tego, co niewyobrażalne. Kto spotka ludzi rozwijającychsię ten spotka akrobatów, atletów własnej egzystencji. „Rolą twórcyjest wypełnianie metafi zycznej misji: jeżeli samo życie jest wibrującą górąnieprawdopodobieństw, to jego akceptacji można dowieść tylko przez to, żesię ją jeszcze bardziej piętrzy. Dlatego po(nad)mnażanie oznacza stwarzanietwórców. Dając światu tych, którzy potęgują to, co nieprawdopodobne, wyrażasię aklamację dla dynamiki podwyższania nieprawdopodobieństw w ogóle”((Tamże, s. 169/170.)).

Ważne jest również to, aby wspomnieć o zjawisku nazwanym przezautora Musisz życie swe odmienić despirytualizacją ascez. Chodzi pokrótceo to, że ascezy przez wiele setek lat miały, zwłaszcza w średniowieczu negatywny charakter. Cielesność była uznawana za coś grzesznego, było tostanowisko charakterystyczne dla ascez chorobliwych, kapłańskich, któreuważały, że przez zniszczenie samego siebie człowiek może stać się kimświęcej niż jest. W tej chwili w tak zwanej nowoczesności ascezy, antropotechnikiodzyskują swój pierwotny pozytywny charakter. Ten fenomenwidać w rosnącej ilości tak zwanych siłowni, coraz większej popularnościpiłki nożnej, wznowieniu igrzysk olimpijskich, zawodach kulturystycznychitp. Istotnym aspektem despirytualizacji ascez jest pojawienie się bardzosilnej i ważkiej dla nowoczesności postaci, mianowicie postaci trenera, atlety,który motywuje i wzmacnia wolę przemiany podopiecznego. W nowej pedagogicekażdy nauczyciel musi być też trenerem. Postać trenera jest mniejnacechowana negatywnie, a poza tym lepiej defi niuje prawdziwe zadanienauczyciela, jakim jest wpojenie uczniowi niezbędnej kultury ćwiczeń, cowięcej wytworzenia w nim woli i chęci do zmagania się z własną niechęciąi coraz lepszego opanowywania bazowych ćwiczeń aż do szczytów wirtuozerskiejegzystencji człowieka.

„Rozpoczęcie od trenera atletów narzuca się samo, ponieważ ucieleśniaon najbardziej wyrazistą postać na polu technicznie przekazywalnych nieprawdopodobieństw.Jak każdy trener, także i ten praktykuje w stosunku doswego podopiecznego procedurę wspierania, którą najlepiej określić by możnajako „technikę splatania motywacji”. Jeśli nawet każdy atleta wnosi już zesobą sporą porcję woli sukcesu, to jednak rzeczą trenera jest wszczepienie w tęwolę drugiej woli, jego własnej, która wzmaga i przenosi ponad kryzysami tępierwszą. Przez to, że wola chcenia nad-formuje wolę chcącą, atleta [takżei uczeń – D. Ch.] może być niesiony na wyżyny osiągnięć, których bez takiegosplotu obu woli nie udałoby się nigdy osiągnąć”((49 Tamże, s. 404.)).

Krytyka szkolnej edukacji

Kwestia „nowej pedagogiki” jawi się więc jako problematyka zasadnicza.Skończmy kreować iluzję świetlanej teraźniejszości i zacznijmy zmianyod podstaw. Teoria dezintegracji pozytywnej właściwie wykorzystana i unowocześnionaoddałaby nieocenione zasługi w projekcie zmiany polskiejedukacyjnej rzeczywistości. Generalnie dużym problemem dla obecnejpedagogiki jest opór uczniów w internalizowaniu przekazywanej im wiedzy.Nietrudno się temu dziwić w Polskiej szkole, gdzie zaprzeczono podstawowemuprawu uczenia się przez naśladownictwo i wprowadzono indoktrynującąatmosferę, która powoduje, że jedyne o czym uczniowie marzą to ucieczka ze szkolnej rzeczywistości w kierunku dowolnej mniej zepsutejsfery rozwoju. Największą trudnością staje się odwrócenie procesu zakażeniauczniów ideologiczną miernością i wpajanymi im od początku naukidefensywnie przyswajanymi przesądami((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 260., „Co właściwie oznacza trwające od 2500 lat molestowanie ludzkości przez nauczycieli można pojąć dopiero wtedy, gdy przyjrzymysię pozycji, z jakiej wiedzący przeprowadzają atak na jeszcze-nie-wiedzących. Tylkotam, gdzie na porządku dziennym znalazła się sekularyzacja psyche, zarówno w odniesieniudo jednostki, jak i kolektywów, tematem dla nauczających stały się stosunki wewnętrznychinercji tych, których należało nauczać. Zaczęto rozumieć, że to właśnie one odpowiadają zato, iż ludzie nie są w stanie podążać bezwarunkowo za nakazami swoich nowych dyrektorówetycznych. Jeżeli wśród pierwszych fi lozofów-pedagogów obsesyjnie rozprawiano o nawykach,czyniono to w ramach analizy oporu: miała ona dopomóc w zrozumieniu kwestii, jak to, co jużistnieje w ludziach, hexis, habitus, doxa (w XVIII w. dołącza tu jeszcze przesąd), utrudnia lubuniemożliwia przyjęcie tego, co nowe, etosu fi lozofi cznego, eksplicytnego logosu, oczyszczonejmathesis i czystej metody.”)). Jak wpoić czystą, ideologicznieniezanieczyszczoną kulturę ascez, ćwiczeń pozytywnych, które doprowadząuczniów do zaznajomienia się z etyką tego co niewyobrażalne i pobudządo twórczego przekraczania własnych egzystencjalnych i intelektualnychograniczeń? Jest to najistotniejszy problem, przed jakim powinna stanąćpolska edukacja, która odrzucając domenę ćwiczeń doprowadziła do jejatrofi i i niechęci do jakiejkolwiek aktywności w obrębie własnego rozwoju.Indoktrynacja państwowo-kościelna dokonująca się w polskiej szkole niesłuży już nikomu innemu prócz niej samej i osobom czerpiących korzyściz całkowitej niemal zapaści edukacji.

Zatracono to co dawać powinna edukacja – czyli pewien humanistycznynaddatek, pęd zdobywania wiedzy, co więcej radość czerpania z coraz tonowych źródeł stanowiących podstawę do poznawania otaczającej nas rzeczywistości.Jeśli szkoła nie daje nam tej zasadniczej umiejętności, to w rzeczysamej nie daje nam nic. Polska edukacja ma się jeszcze gorzej bo nie tylkonie posiada koniecznej nadwyżki humanistycznej, ale jeszcze wpaja w swoichwychowanków niechęć do uczenia się. Zamiast ukierunkowywać, pobudzaćprocesy dezintegracyjne, kierować indywidualnie uczniami w procesie ichrozwoju poprzez przemianę psychicznego środowiska wewnętrznego w stronęwłasnego coraz to wyraźniej formującego się ideału osobowościowegoszkoła wypacza i uszkadza nieraz na całe życie ich osobowości. Niszcząc ichpotencjał twórczy, zabijając w nich uzdolnienia matematyczne((E. Gruszczyk-Kolczyńska, Szkoła to rzeźnia talentów. Błyskawicznie zabija matematyczne zdolności, wywiad link: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/703149,szkola_to_rzeznia_talentow_blyskawicznie_zabija_matematyczne_zdolnosci.html)) i wtłaczając w ciasną i nieprzyjemną formę państwowego, zindoktrynowanego obywatelaniezdolnego do przyswajania jakiejkolwiek oryginalnej i alternatywnej wiedzy.Zatracono to co było pożyteczne w tradycji dawnej szkoły i co powinno sięzachować w jej nowoczesnej wersji. Mianowicie szkoła jest miejscem dozdobywania szczytów nieprawdopodobieństwa i nie może być zorientowanajedynie na cele służące jej przetrwaniu. Nowe obozy treningowe powinny byćwyposażone w kompetentnych trenerów „nowej pedagogiki”((Tacy nowi pedagodzy powinni potrafi ć nauczać przez zabawę i rozwijanie pierwiastków twórczych. Zaznajomienie ich z teorią dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego jest koniecznym postulatem. Psychologia transpersonalna i fi lozofi a egzystencjalna,a także psychologia rozwojowa i antypedagogika stałyby się koniecznym pocżątkowymzakorzenieniem „nowej pedagogiki”. Kształcono by ich w specjalnych ośrodkach nauczycielskich,gdzie obowiązywałyby limity przyjęć, a także wprowadzono by duże elementywiedzy psychiatrycznej i psychologicznej umożliwiając nawet rotacje pomiędzy tymi trzemaprofesjami co zwiększyłoby mobilność zawodową jak i wymianę doświadczeń. Wystarczyłobyuczynić pierwsze 3, 4 lata wspólnymi aby zbudować interdyscyplinarny język i wykształcićelitarną kadrę szkolną.)) jak i posiadać wewnętrzną wertykalność. Zróżnicowanie pod względem klasowym w sensiesprawności i potencjału jawi się jako rzecz oczywista. Nie chodzi mi tu bynajmniejo czystą wiedzę ale i o inne właściwości niezwykle ważne w życiuspołecznym, takie jak empatia, wrażliwość, typ wykazywanej pobudliwościemocjonalnej itp. Musi taka nowoczesna szkoła zachować jednak otwartośćna działania, które przekraczają jej teraźniejszy zakres funkcjonowania.

„Dawne szkoły są z reguły obozami bazowymi, których zarządzającyżywią ogromne ambicje zdobywania szczytów, nawet jeśli szczyty defi niowanesą specyfi cznie dla danej szkoły. Każdy zakład szkolny rozwija spontanicznieswoją wewnętrzną wertykalność i wcześniej czy później wytwarza systemstopniowania, który daje sui generis społeczeństwo „klasowe” – dobrze dajesię tu rozpoznać pochodzenie pojęcia „klasa”, mianowicie od stwarzaniastopni o charakterze niepolitycznym. Dawna szkoła zachowuje jednak ciąglejeszcze pewną naturalną ekstrawertywność. Jest mianowicie zorientowana nazadania, które są transcendentne względem jej funkcjonowania – czy będą tokwalifi kacje potrzebne dla wykonywania zawodów i sprawowania urzędów,czy doskonalenie uczniów w sprawach ponadszkolnych: kształtowanie osobowości,oświecenie, panowanie fi lozofów – czy jak jeszcze nazwać te gromkiesalwy w powietrze. Natomiast późna szkoła kończy z transcendentalnymipretensjami i broni się przed wyobrażeniem, że poza szkołą może jeszczeistnieć realne na-zewnątrz”((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, dz. cyt., s. 261.)).

Kontekst historyczno-kulturowy teorii dezintegracji pozytywnej

Stanowimy wymarzone pole badawcze dla teorii dezintegracji pozytywnejKazimierza Dąbrowskiego, którego teoria wskazuje, jaki mógłbybyć ideał nauczyciela w „nowej pedagogice”. Stanowiłby on ideał trenera,który pochyla się nad uczniem, aby wznieść go na wyżyny jego własnejegzystencji. Rolą trenera-nauczyciela jest dyscyplinowanie, a raczej ukierunkowywaniew ćwiczeniach ucznia. Musi on potrafi ć tak jak trenerw szatni zwrócić się zarówno do pojedynczego zawodnika jak i całejdrużyny. Ma za zadanie wpoić niezbędną wolę walki, dążenia do tego conieprzekraczalne, stanowiącą o wyjątkowości egzystencji człowieka pośródcałego świata stworzenia. Niewłaściwym jest skreślanie jednostek wyjątkowychtylko na podstawie wątpliwej normy społecznej, która nie możebyć miernikiem w stosunku do osób wyrastających ponad przeciętność.Ich wola walki przeciwko temu co niskie i podłe, a przystosowanie doinnego, wyższego świata norm i wartości, świata niedostępnego dla ludzizwykłych jest czymś wyjątkowym. Należny jest tym osobom podlegającymprzemianie w wyniku dezintegracji własnego wnętrza szacunek, ze względuna niesłychany wysiłek jaki podejmują, aby przystosować się do wyższegopoziomu percypowania rzeczywistości.

Zbieżność jaka występuje pomiędzy teorią dezintegracji pozytywneja ascezami pozytywnymi jest bez wątpienia inspirująca. Przecież dążeniedo przekraczania samych siebie, do niewyobrażalnego jest właśnie powiązanez logiką rozwoju zarówno w teorii Dąbrowskiego, jak i w ascetologiiogólnej Sloterdijka. Przetrwać mogą tylko egzystencjalni akrobaci, czyliludzie przekraczający samych siebie w niesłychanych rzutach rozwojowych.Widać jasno i wyraźnie, że podołać zadaniu ciągłej egzystencjalnej sztukimogą tylko nieliczni. Jednak to do tych nielicznych będzie należeć przyszłośćludzkości.

Nasza oświata, cały system szkolny, nauczanie historii i polskiego jeślispojrzeć na nie bez zabarwienia uczuciowego, bez naznaczenia lubościąkraju rodzimego, są tak przesiąknięte jakąś obsesją, chorym przekonaniem,mesjanizmem przenikającym do młodych umysłów i zakażającymje maligną, w której Polska nadal jest Winkelriedem narodów. Ciąglezdradzani, ciągłe spotwarzania cierpimy i czekamy jedynie na okazję aby sięodegrać. Przecież całe nauczanie historii i polskiego jest naznaczone dziwnątendencyjnością. Podawane są często niestety nieprawdziwe i stronniczeinformacje. Gloryfi kuje się szlachtę, chłopów traktuje jako zło koniecznei naucza o chrzcie polski, którego nie było w wyznaczonym czasie, a jeśli był to odbył się w obrządku cyrylo-metodiańskim((S. Hrycuniak, Ślady misyjnej działalności św. Metodego na ziemiach polskich I, Ślady misyjnej działalności św. Metodego na ziemiach polskich II. Podaję linki do obu częścitego artykułu:http://cerkiew.info/pl/biblioteka/artykuly/637 – część pierwszahttp://cerkiew.info/pl/biblioteka/artykuly/638 – część druga)) prawie wiek przednauczaną datą((55 J. Klinger, Nurt słowiański w początkach chrześcijaństwa polskiego, BractwoMłodzieży Prawosławnej, Białystok 1998.)).

Istotnie dezintegracja pozytywna jest niezbędnym działaniem w dzieleuzdrowienia narodu Polskiego poprzez zbiorową i stopniową transformacjęna nowy poziom postrzegania rzeczywistości. Teoria wielkiego Polaka możestać się nie tylko wyjaśnieniem jednostkowych problemów ale i nieraz możnają z powodzeniem wykorzystać do badania Polski jako całej zbiorowości,konglomeratu jednostek. Zobaczyć wtedy można w naszym społeczeństwiewiele rzeczy ciekawych i chorobowych zarazem. Zastosowanie przez J. Sowęmetody długiego trwania i analizy lacanowskiej do badania historii Polskibyło doprawdy cennym posunięciem. Dlaczego nie zaczniemy nauczać w tensposób o naszej dziejowości? Czy ciągle będziemy żyć kiedyś być możenawet pozytywną ale teraz niewątpliwie szkodliwą psychozą, że Polska jestChrystusem narodów?

W odległych już dla nas epokach wyznacznikiem koniecznego egzystencjalnegonapięcia dla człowieka był Bóg. Z biegiem czasu, a przedewszystkim z nadejściem epoki rozumu (oświecenie) nastała potrzeba innegostabilizatora, który by dał potrzebne oparcie w dokonywaniu aktów niewyobrażalnego,tym stabilizatorem stały się najpierw rządy władców absolutnych.Królowie to nic innego, jak pewne postaci, które zapewniają człowiekowinapięcie pionowe, będące niezbywalnym składnikiem rozwoju. Problem jestdoniosły ponieważ obrazuje to, że bez pewnego górnego wyznacznika ruchuspołeczeństwo, ba całe życie człowieka popada w stan anarchii, bezwładu.Jednak co niezwykle ważne upadek, śmierć jednego króla powoduje nastaniedrugiego. To trwały element ludzkiego rytuału. Jest to pewna pierwocinawyryta jakby w mentalnych strukturach człowieka. Edukacja, pedagogikamusi się skupić na tym, aby odpowiednio zakotwiczyć wertykalnie uczniówi umożliwić im bycie tymi, którzy zastąpią już przestarzałą fi gurę króla, tymi,którzy będą zapewniać niezbędne napięcie wertykalne czyli akrobatami.

„Jeżeli chciałoby się uczynić zadość prawu rytuału i obwołać, odpowiedniodo zmienionych warunków, nowego króla, trzeba by się rozejrzeć zakandydatem, który nie jest ani królem, ani człowiekiem w tradycyjnym sensie.W rachubę wchodzi tylko taka istota, która ze względu na szczególne cechywybiega poza horyzont zwyczajnego bytu ludzkiego – stworzenie nieludzkiealbo post-ludzkie w stopniu wystarczającym, żeby sprostać osobliwym wymaganiomstawianym następcy tronu. Cała nasza wiedza o ludzkich formachżycia w ogólności i poglądach Nietzschego na nie w szczególności prowadzinas do wniosku, że spośród całego ludzkiego pandemonium do sprawowaniatej funkcji nadaje się tylko jedna fi gura: artysta, czy mówiąc ściślej, akrobata.Wraz z nim rozpoczęła się już dawno infi ltracja człowieczeństwa przez radykalnykunszt – czy właśnie on miałby być tą postacią, dla której nachodząteraz wielkie czasy?”((P. Sloterdijk, Musisz życie swe …, s. 159/160.))

Tak niewątpliwie zastępcą króla, nowym wyznacznikiem bycia człowiekaw świecie stał się wizerunek akrobaty, zapewnia on niezbędne zakorzenienieu góry i jest wyznacznikiem ludzkich dążeń. „Śmierć Boga” (Nietzsche)pociągnęła za sobą także „śmierć człowieka” w tradycyjnym rozumieniu tegosłowa. Podczas, gdy Bóg pozostaje martwy, człowiek potrzebuje nowego siebie,zgodnie z prawami rytuału. Trzeba więc powołać jakąś nową konstrukcję,która nie jest ani człowiekiem, ani królem w tradycyjnym sensie tego słowa.I to jest zadaniem pedagogiki (nowej) – stworzenie nowego króla, człowieka.Na miejsce dotychczasowego wyznacznika górnego kierunku wchodzi nadczłowiekNietzschego, który nie jest niczym innym jak akrobatą. Jest to nowyideał dla ludzkości, do którego będzie dążyć i na którym będzie się opierać.Akrobata, a więc w pewnym sensie nadczłowiek, czyli ktoś, kto przekraczasobą granice egzystencjalne i z tego faktu czerpie nieprzejednaną radośćżycia. „Liczy się pozycja owego monstrum (łac.: monere, napominać), którełączy sobą w jeden kompleks spotęgowany surowym treningiem kunszt orazumiejętność eksponowania go w warunkach totalnej widzialności. W tym sensieprominencja dostarcza, po artyzmie i w przymierzu z nim, drugiego impulsusubwersywnej infi ltracji istoty ludzkiej przez nie-ludzką zasadę. Swoją histeroidalnąpropagandą nadczłowieka Nietzsche zabezpiecza tylko ostateczniemożliwość rozciągania ponad głowami nowych lin, ku którym warto wznieśćspojrzenie. „Nad” określa tu wymiar podnoszonego w podziwie wzroku. Człowiek„nad” jest tym artystą, który przyciąga wzrok tam, gdzie akurat działa.Istnienie [Dasein] znaczy dla niego – bycie u góry [da obein sein]”((57 Tamże, s. 161.)).

Istnieje ciekawa prawidłowość, otóż Jan Sowa w swojej książce pt.Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą((58 J. Sowa, Fantomowe ciało …, dz. cyt., s. 236-248.)) zauważa, że podczas, gdy w krajach zachodniej Europy nastały rządy absolutnychwładców, to w Polsce za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów brakłonam tego elementu. Był to jeden z istotnych elementów upadku i słabościkraju – brak silnej władzy monarszej. Tam, gdzie występowała silnakontrola ze strony króla, tam też formowała się administracja i strukturapaństwowa. Jednak nie to jest najważniejsze. Król zapewniał konieczneoparcie wertykalne w mentalności i psychice ludzkiej. Dzięki temu terazjest nieporównywalnie łatwiejsze dla tamtejszych społeczeństw stworzeniesilnego organizmu państwowego, ponieważ istnieje już jakże konieczneoparcie kulturowe. Pozycja króla wciąż istnieje w strukturach mentalnychspołeczeństwa zapewniając jako taką stabilizację. Widać to przy zastosowaniukoncepcji dwóch ciał króla do sytuacji I Rzeczypospolitej: „Jeśli zgodzimysię, że monarcha jako reprezentant dynastii wyrażającej ciągłość wspólnotowejformy państwa łączy w swojej osobie dwa ciała – indywidualne, śmiertelneciało naturalne oraz nieśmiertelne ciało polityczne – musimy stwierdzić, żewszyscy władcy I Rzeczypospolitej po Zygmuncie Auguście byli okaleczenii posiadali tylko jedno ciało: swoje własne ciało fi zyczne. Monarchia elekcyjnaI Rzeczypospolitej zaprzecza we wszystkich najważniejszych punktachdoktrynie dwóch ciał króla. Król nie jest jednoosobową korporacją zbierającąmnogość pokoleń istniejących przed nim i po nim, ale przygodnym elementem,który zajmuje swoje miejsce nie ze względu na konieczną i nadnaturalnąciągłość wspólnotowego ciała republiki, ale na skutek przypadkowej gry społecznychsił i interesów”((59 Tamże, s. 237. Podkreślenie za autorem.)).

Ta właśnie atrofi a politycznego ciała króla, nieistnienie rzeczywistejwładzy królewskiej, odbiła się trwale po dziś dzień zarówno na wertykalnymzakorzenieniu Polaków jak i na kulturze naszego narodu. W Polsce mamynadal demokrację szlachecką, która znajduje swoje odzwierciedlenie w eliciepolitycznej i jej lekceważeniu losu zwykłych obywateli. Jednak nie trzeba sięjuż martwić, bowiem nastał czas edukacyjnych akrobatów. Zmiany musząnajpierw nastąpić na poziomie mentalności ludzkiej. Trzeba wprowadzićw edukację alternatywne rozumienie rozwoju człowieka. Zapewnić inneoparcie psychice ludzkiej. Wtedy i tylko wtedy zbudujemy edukację, którabędzie inwestować w jakość jednostki, to dzieci są przyszłością jutra i państwonie może ich lekceważyć((Notabene jest możliwe wywarcie na państwo presji aby szanowało potrzeby dziecii rodziny. Wystarczyłoby zmienić system ordynacji wyborczej na taki w którym każde dzieckostawałoby się obywatelem państwa z przysługującym mu głosem w momencie narodzin. W związku z tym rodzic w zależności od ilości dzieci dostawałby dodatkową liczbę głosów.Aby zapobiec rozbieżnościom zdań, w zależności od płci dziecka przyznawano by odpowiednidodatkowy głos jednej ze stron związku. Doprowadziłoby to do wymuszenia polityki prorodzinnejpaństwa. Oczywiście to tylko pewna daleko idąca propozycja.)). Rozwój w kierunku egzystencjalnej jakości jest tym, co promuje teoria dezintegracji pozytywnej. Traktuje ona dzieci,uczniów w sposób podmiotowy, a nie przedmiotowy rozwijając ich równieżw sferze emocjonalnej, a nie tylko intelektualnej. Dzięki temu tworzy się autonomiczny,podmiotowy, wrażliwy i współczujący człowiek. Wyłapywaniejednostek prezentujących zwiększone zdolności i kumulowanie potencjałupozytywnego społeczeństwa jest melodią edukacyjnej przyszłości w którąnależy wejść jak najszybciej.

Wystarczy nam sprząc siły u podstaw, wykorzystać głębię humanizmuzawartą w myśli Dąbrowskiego i zbudować nowe, solidne obozy treningowe.Jeśli wykorzystalibyśmy ten nasz zbiorowy romantyzm, tą naszą samobójcząpolską ekwilibrystykę, tą immanentnie zawartą w naszej kulturze chorobępsychiczną, to dostalibyśmy impetu do wielkich zmian. Zaiste jaką cudownąi przedziwną siłę sprzęga Polska w swoim ciele narodowym. Ten zbiorowymesjanizm, te śmieszne przekonanie o własnej niezbywalnej potędze, tecuda niewidy, które widzimy w każdym fragmencie, zapisie naszej historiito przecież wspaniałe zbiorowe społeczne psychozy. Dąbrowski nie mógłlepiej trafi ć ze swoją teorią. Patrząc w miarę((Bo inaczej nie można będąc obywatelem postszlacheckiej Polski.)) obiektywnym okiem na nasznaród widzimy, że aż się w nim roi od dziwnych przekonań. Sam język polski,o czym pisał Witold Wirpsza, jest dosyć specyfi cznym tworem, zawieraw sobie jakąś rozkoszną romantyczność prawdopodobnie dlatego, bo w dużymstopniu stworzył go wybitny poeta polski: „Kochanowski, wychowanekuniwersytetów włoskich i bywały za młodu i we Francji, i prawdopodobniew Niderlandach oraz w Niemczech, pierwsze swe utwory pisał po łacinie. Dyscyplinęjęzyka łacińskiego, jego cały tok wyobrażeń i rozumowania przeniósłcałkiem świadomie do toku literackiego języka polskiego i poprzez ów tokstworzył nie tylko obowiązujący po dziś dzień język literacki, lecz ukształtowałtakże ogólnonarodowy język i ogólnonarodową wyobraźnię. Stało sięto niezamierzenie zapewne, ale i nieodwołalnie; nadto stało się arbitralnie,zostało niejako narzucone”((W. Wirpsza, Polaku, kim jesteś?, Instytut Mikołowski, Mikołów, 2009, s. 20/21.)).

Zakończenie

„Nowa pedagogika” jest nadzieją, jest nieodzownym ruchem, abyodwrócić proces zagłady kulturalnej, edukacyjnej i państwowej polskiegospołeczeństwa. Jest – a raczej byłaby ruchem, który miałby aspirację odmianyteraźniejszej polskiej edukacji i wychowania przez twórczy aliansnajwybitniejszych umysłów, które sprzęgłyby się w pracy nad wykonaniemtytanicznego zadania jakim jest przekształcenie selfi sh systemu w systemdla ogółu obywateli.

Teoria Dąbrowskiego jest tutaj niezwykłym na skalę światową skarbempolskiej myśli humanistycznej i naukowej, narodziła się jakby dokładnie poto, aby być zastosowana w stosunku do naszego narodu cierpiącego na chorobliwąmanię wielkości i wiele innych zaburzeń o charakterze rozwojowym.Myślę, że autor teorii dezintegracji pozytywnej odkrył ukrytą specyfi kę ludzkiegorozwoju, a jego teoria po udoskonaleniu na gruncie polskim poprzezprzeprowadzenie szeroko zakrojonych badań empirycznych z zastosowaniemnarzędzi opartych na niej samej i innych przydatnych metodach może staćsię niezwykłą „infekcją pozytywną”, która rozpocznie szereg przemian rozwojowychw polskiej edukacji i kulturze.

Niewątpliwie przydatnymi też będą w tworzeniu „nowej pedagogiki”i jej paradygmatu wszelkie koncepcje alternatywne istniejące jakby oboktradycjonalistycznych rozwiązań. Takie ruchy jak antypedagogika, psychologiahumanistyczna, psychologia transpersonalna, psychologia rozwojowamogą stać się naczyniem z którego czerpać moc będzie nowy paradygmat„nowej pedagogiki”.

Bibliografia

Brzozowski S., Wczesne prace krytyczne, PIW, Warszawa 1988.
Brzozowski S., Legenda Młodej Polski. Studya o strukturze duszy kulturalnej,
Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1983.
Cioran E. M., Zarys rozkładu, przeł. M. Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa
2006.
Dąbrowski K., Elementy fi lozofi i rozwoju, PTHP, Warszawa 1989.
Dąbrowski K., Wprowadzenie do higieny psychicznej, Wydawnictwa Szkolne
i Pedagogiczne, Warszawa, 1979.
Dąbrowski K., Psychoterapia przez rozwój, Wydawnictwo „PRASA ZSL”,
Warszawa 1979.
Dąbrowski K., Dezintegracja pozytywna, PIW, Warszawa 1979.
Feyerabend P. K., Przeciw metodzie, przeł. S. Wiertlewski, Wydawnictwo
Siedmioróg, Wrocław 1996.

Feyerabend P. K., Jak być dobrym empirystą, przeł. K. Zamiara, PWN, Warszawa 1979.
Gruszczyk-Kolczyńska E., Szkoła to rzeźnia talentów. Błyskawicznie zabija matematyczne zdolności, wywiad link: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/703149,szkola_to_rzeznia_talentow_blyskawicznie_zabija_matematyczne_zdolnosci.html
Hrycuniak S., Ślady misyjnej działalności św. Metodego na ziemiach polskich I, Ślady misyjnej działalności św. Metodego na ziemiach polskich
II. Podaję linki do obu części tego artykułu:
http://cerkiew.info/pl/biblioteka/artykuly/637 – część pierwsza
http://cerkiew.info/pl/biblioteka/artykuly/638 – część druga
Hobbes T., Lewiatan czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, przeł. Cz. Znamierowski, Fundacja ALETHEIA, Warszawa 2005.
Kuhn T., Struktura rewolucji naukowych, przeł. H. Ostromęcka, ALETHEIA, Warszawa 2009.
Kuhn T., Dwa bieguny, przeł. S. Amsterdamski, PIW, Warszawa 1985.
Klinger J., Nurt słowiański w początkach chrześcijaństwa polskiego, Bractwo Młodzieży Prawosławnej, Białystok 1998.
Koestler A., Lunatycy, przeł. T. Bieroń, Zysk i S-ka, Poznań 2002.
Rousseau J. J., Umowa społeczna, przeł. A. Peretiatkowicz, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2003.
Sloterdijk P., Musisz życie swe odmienić, przeł. J. Janiszewski, PWN, Warszawa 2014.
Sowa J., Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą, UNIVERSITAS, Kraków 2011.
Sowa J., Polska za 30 lat? 80 proc. pracujących na śmieciówkach. To będzie katastrofa, wywiad z Janem Sową przeprowadzony przez M. Powalisz dla portalu gazeta.pl link: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,17770615,Jan_Sowa__Polska_za_30_lat__80_proc__pracujacych_na.html
System edukacji we Francji, opisany w portalu eurydice – sieć informacji o edukacji w Europie, zob. link: http://eurydice.org.pl/wp-content/uploads/2014/10/francja.pdf
Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku, I. Koryś, D. Michalak, R. Chymkowski, Biblioteka Narodowa 2015.
Śliwerski B., Zmierzamy ku edukacyjnej katastrofi e. Sowietyzację zastąpiła amerykanizacja, wywiad link: http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/701245,zmierzamy_ku_edukacyjnej_katastrofi e_sowietyzacje_
zastapila_amerykanizacja.html
Thoreau H. D., Obywatelskie nieposłuszeństwo, przeł. H. Cieplińska, Dom Wydawniczy REBIS, 2006.
Wirpsza W., Polaku, kim jesteś?, Instytut Mikołowski, Mikołów, 2009.

Share

Podobne wpisy