Dezintegracja pozytywna. Teoria Profesora Kazimierza Dąbrowskiego.

– Dlaczego Bóg obdarzył swym głosem taką kreaturę? – to pytanie, które Salieri kieruje do księdza na początku „Amadeusa” – filmu Milosa Formana. Dla jasności dodam, że pytanie dotyczy Mozarta. Ksiądz nie znalazł na nie odpowiedzi, a przecież odpowiedź istnieje. I to bardzo prosta: cóż, Bóg zazwyczaj obdarza swym głosem takie kreatury.
Mozart, tak w filmie Formana, jak i w rzeczywistości, był człowiekiem pozbawionym podstawowych umiejętności życia pośród ludzi. Brakowało mu stabilności psychicznej, powagi, był nieokrzesany, czasem chamski. I co zdumiewające to samo dotyczy wielu innych wybitnych twórców. Tak jakby Bóg upatrzył sobie na swoje ukochane dzieci takie kreatury. Albo zmieniając perspektywę na ludzką – jakby Mozart podwójnie i paradoksalnie odstawał od normy – nieudolny geniusz…

Pozostawiając niezbyt obiektywną ocenę Salieriego, dodać należy, że Mozart za swą życiową nieudolność płacił słoną cenę. Żył na skraju nędzy, zadłużony, wyprzedawał to, co ktoś mu ofiarował, kiedy zimą zabrakło mu pieniędzy na opał, tańczył ze swą żoną, by ją i siebie rozgrzać. I znów zbiegiem okoliczności (czy tylko?) nędza była problemem wielu uznanych twórców. Nie, nie napiszę o przewrotności ludzkiej, która najpierw nie docenia swych geniuszy, by wielbić ich po śmierci – to zresztą Mozarta nie dotyczy, był w Wiedniu całkiem popularny (vide film Formana…). Powiem po prostu, że tacy właśnie są często geniusze, nieudolni w rzeczach zwykłych i proszę nie zrozumieć mnie opatrznie – nie jest to najważniejsza oznaka geniuszu. Ktoś powie, że to cena za talent – mają coś czego nie mają inni, więc sami również są czegoś pozbawieni. Logika to dość okrutna, zwłaszcza że na co dzień nie dostrzegam przejawów takiej sprawiedliwości.

Ale wróćmy na chwilę do filmu. Jego akcja rozgrywa się w domu wariatów, gdzie Salieri, po nieudanej próbie samobójczej, spowiada się młodemu księdzu. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby wcześniej trafił tam Mozart…Powodów do leczenia nie brakowało, więc… Tylko jedna odpowiedź nasuwa się sama – nici z Requiem. Ale to pół biedy. Los znacznie gorszy spotkałby Mozarta, gdyby miał szczęście żyć w naszych czasach. Dziś bowiem psychiatria mogłaby się szczycić wyleczeniem Mozarta, przywróceniem go społeczeństwu, jemu samemu przywracając równowagę psychiczną, wyrywając go z uścisku depresji, stępiając jego wrażliwość…A Mozart w tym stanie mógłby może napisać kolejną część „Eine kleine Nachtmusik”, melodii całkiem ładnej i z pewnością bardzo pogodnej… ty zaś nie usłyszałbyś nigdy Lacrimosy…

Zabrzmiało złowieszczo, aż ciarki przeszły mi po plecach…Powróćmy na ziemię – Lacrimosa istnieje, podobnie jak film Milosa Formana… Pozostaje jednak pytanie: czy tacy jak Mozart powinni być leczeni. A jeśli nie to jak ich rozpoznać? Po dziełach, szaleństwie, czy nieprzystosowaniu? Pozostaje pytanie o zdrowie psychiczne.

Powszechnie uważa się, że zdrowie psychiczne, to stan niezmienny, bezkonfliktowa pogoda ducha, umiejętność radzenia sobie w życiu codziennym. Na pierwszy rzut oka przekonanie to wydaje się zresztą być prawdziwe, zwłaszcza w konfrontacji z negatywnymi odchyleniami od normy (pozytywnym jest geniusz, ta jednak zdaniem większości dotyczy ich samych, więc też jest normą). Nerwowość i nadwrażliwość utrudniają życie, są objawem niedoskonałości, cechą którą nikt się nie szczyci, a ci którym została oszczędzona, jak się zdaje, wygrali los na loterii. Ale czy na pewno?
Profesor Kazimierz Dąbrowski, twórca teorii dezintegracji pozytywnej, uważał inaczej. Zdrowie jako stan niezmienny było dla niego zdrowiem zwierzęcym, prawdziwe zaś zdrowie psychiczne to zdolność do rozwoju. Cóż, człowiekiem nie wystarczy się urodzić. Trzeba się nim stać i jak się okaże, trzeba siebie stworzyć, jak wiersz, albo obraz. I właśnie w procesie autokreacji, niezwykłą rolę odgrywają konflikty wewnętrzne. Nerwice i nadwrażliwość, paradoksalnie nie są objawem choroby i regresu, ale rozwoju i duchowego wzrostu.

Jak wiadomo życiem człowieka żądzą dwa determinanty – społeczny i fizjologiczny. Rodzimy się w określonym miejscu i czasie, określeni przez czynniki ekonomiczne, czy struktury socjalne, w dodatku we własnym ciele, dziedzicząc wszystkie mechanizmy fizjologiczne właściwe całemu gatunkowi. Jesteśmy na siebie skazani i nie mamy wyboru… Zdaniem prof. Dąbrowskiego to nie prawda. Wskazał on na istnienie jeszcze jednego determinantu (tym razem wewnętrznego), który nazywał po prostu Czynnikiem Trzecim, bądź zdolnością do autokreacji. Czynnik Trzeci jest wyrazem buntu i niezgody na zastany stan rzeczy. Osobowość zaś – zdaniem Dąbrowskiego – byłaby jednocześnie „celem i rezultatem procesu dezintegracji” byłoby to „zdrowie stale rozwijające się”. Niejasne jeszcze pojęcie „dezintegracji” jest kluczem do teorii rozwoju osobowości, zwłaszcza osobowości twórczych i jednocześnie kluczem do zrozumienia mechanizmu psychonerwic, mylnie branych za zjawiska chorobowe.

Wybitni twórcy często byli nerwowi, konfliktowi, nieudolni, czy wręcz niezrównoważeni psychicznie. Przykładów jest wiele: Kafka, Unamuno, Camus, Sartre, Poe, Słowacki, Leonardo, Michał Anioł i wielu innych, aż strach pomyśleć, co by się stało gdyby ktoś zaczął ich leczyć. Byli ludźmi nieprzeciętnymi, czego nikt chyba nie zaneguje – trudno jednak twierdzić, że tylko dziełem przypadku kondycja psychiczna tych ludzi odbiegała od normy. Widać w tym pewną prawidłowość. Zdaniem prof. Dąbrowskiego rozwój psychiczny dokonuje się poprzez rozkład środowiska wewnętrznego pod wpływem napięć psychicznych powodujących nerwice i konflikty wewnętrzne, i stworzenie (Czynnik Trzeci) nowego, doskonalszego systemu wartości. To oczywiście uproszczenie, które pozwala zrozumieć pojęcie dezintegracji pozytywnej – rozkład jest pozytywny, bo warunkuje powstanie nowych, wyższych struktur.

W rozwoju osobowości, który prowadzi od prymitywnej integracji przysługującej człowiekowi jako zwierzęciu (poziom pierwszy), przez różne formy dezintegracji (jednopoziomowa, wielopoziomowa spontaniczna, wielopoziomowa zorganizowana) do, nie zawsze osiąganej, integracji wtórnej, doniosłą rolę odgrywa sztuka, a zwłaszcza poezja. Jednak teoria ta nie dotyczy jedynie twórców, jest adresowana do większości ludzi. Rozwój jest możliwy niemal w każdym przypadku, nie zawsze jednak prowadzi do wybitności, czy geniuszu.

Jednostki znajdujące się na poziomie pierwszym są agresywne, sprawne życiowo, cechuje je jednostronny rozwój intelektualny i niedorozwój uczuciowy, ich inteligencja jest na usłudze ich popędów. Brak im empatii i konfliktów wewnętrznych. Następnym poziomem rozwoju jest dezintegracja jednopoziomowa. Jednostki znajdujące się na nim cechuje sprzeczność popędów i działania, przejawiają zdolności do rozwoju, choć niewyraźne i nie ukierunkowane ze względu na brak hierarchii wartości. Poziom trzeci to dezintegracja wielopoziomowa spontaniczna, impulsywna i niedostatecznie zorganizowana, która jest wyrazem stopniowego odbiegania od pełnego uzależnienia od faz rozwojowych. Na tym poziomie właśnie dochodzi do największych napięć psychicznych, jest to związane z wstępowaniem na wyższy poziom rozwoju. Uaktywnia się na nim również Czynnik Trzeci, który jest spontaniczny i nie zaprogramowany, działa bardziej jak determinant niż autodetrminant (chociaż jest reakcją wewnętrzną na czynniki zewnętrzne). Wreszcie poziom czwarty to dezintegracja wielopoziomowa zorganizowana i usystematyzowana z dość znacznym uspokojeniem psychicznym, organizacją i systematyzacją rozwoju. Na tym poziomie następuje bardzo wyraźne przekroczenie dynamizmów fazowych i przejście do czynności przejawiających znaczną niezależność od prymitywnych czynników biologicznych i automatyzmów rozwoju. Jest przekroczeniem cyklu biologicznego człowieka i jego typu psychologicznego. I wreszcie poziom piąty – integracja wtórna, której cechami są odpowiedzialność, samoświadomość i empatia, ukształtowanie wszystkich ważniejszych talentów i uzdolnień, można by rzec pełna realizacja własnego ideału osobowości. Rozwój psychiczny jest więc przejściem od determinizmu biologicznego, do autodetrminizmu moralnego, wyraża się w osiąganiu coraz wyższego poziomu indywidualnych właściwości zainteresowań i uzdolnień, w dziedzinie wyłącznych, niepowtarzalnych związków uczuciowych, oraz w świadomej identyfikacji z historią swego rozwoju i świadomej projekcji tego rozwoju w przyszłość. Piąty poziom rozwoju nie jest jednak możliwy w każdym przypadku. Zdarza się, że dynamizmy i pasje rozdzierające duszę są zbyt silne, by scalić je w wyższą jedność. Warto dodać, że osobowość, która jest celem rozwoju, nie ma granic empirycznych, że tak długo jest zdrowa jak długo się rozwija… Na poziomie piątym dochodzi do kolejnych napięć tym razem pomiędzy dwiema wypełniającymi osobowość esencjami – indywidualną (zainteresowania, trwałe związki uczuciowe, świadomość własnej tożsamości i historii rozwoju) oraz społeczną (empatia, odpowiedzialność, wysoki poziom świadomości społecznej).

Czy Mozart powinien być leczony?

Profesor Dąbrowski skonstruował szereg testów pozwalających laboratoryjnie odróżnić osoby twórcze, nadwrażliwe („psychoneurotyków”) od osób chorych. Gdyby tylko ktoś chciał dziś z nich w Polsce korzystać…

Dawno temu Norwid powiedział, że aby Polak mógł być doceniony w Polsce, musi najpierw zostać doceniony na zachodzie. Niestety prof. Dąbrowskiego to nie dotyczy (niestety dla nas, bo On mógł z tym żyć, chociaż próbował do nas dotrzeć publikując sporo książek w Polsce), był niezauważany, bądź przemilczany. Nie mnie oceniać dlaczego tak się stało, chociaż historia życia Kazimierza Dąbrowskiego pokazuje, że nie chodziło o wartość merytoryczną jego teorii. Został doceniony na zachodzie i dzięki temu jego teoria nie uległa zapomnieniu. Był członkiem Rady Wykonawczej Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego, Francuskiego Towarzystwa Medyczno – Psychologicznego oraz Królewskiego Towarzystwa Medycznego w Londynie. Popularyzował swoje teorie w USA (Nowy York, Chicago, Harvard University w Bostonie), we Francji (Centre National des Recherches Scientifiqus w Paryżu) i w Kanadzie. Teoria dezintegracji pozytywnej była przedmiotem trzech międzynarodowych konferencji: w Quebec (1970), Montrealu (1972) i w Miami na Florydzie (1980). Po śmierci (26 listopad 1980), której w Polsce właściwie nikt nie zauważył Archiwum Federalnego Rządu Kanadyjskiego w Ottawie, uznając dzieło Dąbrowskiego za ważny wkład w naukę światową, zwróciło się do rodziny profesora z prośbą o przekazanie publikacji i rękopisów jego prac. Prośba ta została spełniona, dzięki czemu z materiałów zostawionych przez profesora korzystają dziś uczeni i studenci w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.

Kiedy po swej spowiedzi Salieri jest prowadzony korytarzem domu wariatów, wykrzykuje między innymi : „Jestem królem wszystkich miernot”, co zdradza pewne objawy rozpadu środowiska wewnętrznego… Kto wie, może gdyby miał więcej szczęścia i czasu, mógłby stworzyć coś, co zaskarbiłoby mu pamięć u potomnych nie tylko dlatego, że żył i tworzył w tym samym czasie i miejscu co Mozart. Niestety, pasje które w nim szalały, były jak burze w szklance wody – sztuczne i skalkulowane na zimno. Mozart zaś płonął, jego pasje były kataklizmami, które nie tylko zapewniły wieczność jego dziełom, ale zwyczajnie go zniszczyły… Na zakończenie przypomnę słowa Goethego, który nigdy nie czytając prac Dąbrowskiego napisał, że jeżeli ktoś nie uwierzy w własny rozwój, na zawsze zostanie tylko szarym przechodniem.

________________________________

Artykuł ukazał się w Magazynie Esensja (marzec 2002). Przedruk za zgodą autora.

Share

Podobne wpisy