Dezintegracja jako droga do sensu
Życie w zgodzie ze sobą, gdy świat się rozpada
Autor: Chris Wells
Nosiłam w sobie ten tekst od miesięcy – nie dlatego, że nie wiedziałam, co chcę powiedzieć, lecz dlatego, że nie byłam pewna, czy jestem gotowa powiedzieć to tak publicznie i tak wprost.
Pisanie z tej perspektywy – patrząc przez pryzmat teorii dezintegracji pozytywnej na zapaść, której doświadczamy – jest jak przekraczanie progu. To jest coś osobistego. To obnaża czułe punkty. I wiąże się z odpowiedzialnością, której nie traktuję lekko.
Przez zapaść rozumiem rozpad naszych zbiorowych ram moralnych i psychologicznych – dezintegrację sensu, spójności i zaufania.
Taki rozpad nie jest teoretyczny – dzieje się wokół nas. Gdy obserwuję, jak systemy wciąż się rozpadają – polityczne, społeczne, religijne – wzrasta we mnie poczucie odpowiedzialności. To nie jest tylko przełom polityczny. To jest kluczowy moment psychologiczny. Zwrot moralny. Moment dezintegracyjny.
Potrzebujemy narzędzi, które pomogą nam uświadomić sobie tę zapaść jako coś bolesnego, tak, ale także zauważyć potencjał transformacyjny.
Fot. aut. Rawan Ahmed źródło: Unsplash
Przez dziesięciolecia amerykańska polityka – i znaczna część zachodniego świata – obracała się wokół przewidywalnego binarnego podziału: lewica kontra. prawica, demokraci kontra republikanie, postępowcy kontra konserwatyści. Uczono nas, że to ideologiczne bitwy są źródłem zbiorowego zamętu, który nas otacza. A co, jeśli to tylko konflikt powierzchniowy – taki, który ukrywa głębszy psychologiczny rozpad? Taki, który zagraża podstawowej tkance naszej wspólnej rzeczywistości.
Co, jeśli walki, które wydaje nam się toczyć – wybory, debaty polityczne, wojny kulturowe – odwracają uwagę od bardziej zasadniczej zapaści?
Co, jeśli zniszczenie społeczeństwa nie jest tylko czymś, co dzieje się gdzieś tam, lecz czymś, co dotyka bezpośrednio mnie, ludzi takich jak ja, w czasie rzeczywistym, tu i teraz?
Nie odczuwam komfortu możliwości obserwowania obecnej sytuacji jako abstrakcyjnych wydarzeń politycznych. Jestem osobą niebinarną. I za każdym razem, gdy rząd federalny, tzw. przywódców tego kraju, stwierdza, że osoby takie jak ja nie istnieją, zmusza mnie do zaznaczenia rubryki, która do mnie nie pasuje twierdząc, że moja rzeczywistość nie jest uznawana – odczuwam tę zapaść jako ciężar, który mnie przygniata. Nie ma już powrotu do tego, co było.
Stare struktury, które podtrzymywały społeczeństwo, rozpadają się, ale zamiast miejsca na pojawienie się czegoś lepszego, obserwujemy, jak władza wzmacnia podwójnie swoje najbardziej sztywne, opresyjne formy działania. To więcej niż wymazywanie praw czy tożsamości. To próba zmuszenia nas do powrotu do świata, który nigdy nie widział dla nas miejsca.
Gdy osoby u władzy odbierają prawo do odmienności i redukują płeć do binarnej kategorii, nie chodzi o biurokrację czy zaimki; to jest forma zaprzeczania rzeczywistości. Próbują nas wymazać z kulturowej wyobraźni. Ale my nie jesteśmy hipotetyczni. Żyjemy naprawdę. Zawsze istnieliśmy.
Nie mogę udawać, że upadek społeczny jest teoretyczny. Czuję to za każdym razem, gdy widzę, jak moja tożsamość jest rozpatrywana w kategoriach ideologii, a nie odnosi się do faktycznych doświadczeń. Za każdym razem, gdy słyszę, że moja egzystencja jest „modą” albo „zagrożeniem”. Za każdym razem, gdy sąd, gubernator, prezydent lub sędzia wymazują moją możliwość bycia widzianą.
Taka jest natura dezintegracji. Stary świat się rozpada. I zamiast pozwolić mu ewoluować w coś bardziej sprawiedliwego, bardziej otwartego, bardziej prawdziwego, ludzie u władzy kurczowo trzymają się jego ruin, zwiększając uścisk, dusząc wszystko, co nie jest zgodne ze starym porządkiem.
To więcej niż polityczny kryzys. To dezintegracja naszej wspólnej rzeczywistości. Być może również to czujesz – ciężar rozpadających się systemów, poczucie, że nic już nie ma sensu.
Jesteśmy na krawędzi. Pytanie brzmi: czy stworzymy coś nowego? Czy pozwolimy, by ludzie u władzy wciągnęli nas z powrotem do świata, w którym tylko nielicznym wolno być w pełni ludźmi?
Społeczeństwa – podobnie jak jednostki – przechodzą przez momenty zapaści. Niektóre z tych załamań prowadzą do przemiany i odnowy. Inne prowadzą do destrukcji i stagnacji. Następstwa zależą od tego, w jaki sposób radzimy sobie z zapaścią.
Teoria dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego daje nam narzędzia, pomagające zrozumieć obecny moment w historii. Teoria ta pozwala zrozumieć różnicę między kryzysem, który prowadzi do czegoś lepszego, a takim, który prowadzi donikąd.
Dezintegracja jednopoziomowa a wielopoziomowa: jak ukierunkować zapaść
To, czego obecnie doświadczamy nie jest jedynie kryzysem politycznym. To kryzys egzystencjalny. A jako osoba, która przeżyła wewnętrzny kryzys i wyrosła z niego, mogę powiedzieć: nie każdy rozpad prowadzi do pozytywnej przemiany. Niektóre zapaści po prostu nas łamią. Niektóre łamią całe społeczeństwa.
Teoria Dąbrowskiego opisuje dwa zasadniczo różne sposoby przechodzenia przez kryzys, zarówno jeśli rozważamy jednostkę, jak też całe społeczeństwa.
- Jednopoziomowa dezintegracja to rozpad bez kierunku. Jest chaotyczny, spłaszczający i dezorientujący. Brakuje systemu rozumienia tego, co się dzieje oraz wizji tego, co ma nastąpić.
- Wielopoziomowa dezintegracja to rozpad z sensem. Jest bolesny, ale otwiera drzwi do czegoś lepszego. Dostarcza wyższego, organizującego punktu odniesienia – daje poczucie, że pewne wartości, idee czy sposoby bycia są dla nas lepsze od innych i daje przekonanie, że warto je wybrać.
Obecnie nasze społeczeństwo utknęło w jednopoziomowej zapaści, w rozpadzie znaczenia. W spiralnym chaosie, którego celem jest zniszczenie, a nie przemiana.
Musimy zrozumieć różnicę między tymi dwoma rodzajami dezintegracji, bo to przesądzi, czy odnajdziemy drogę wyjścia z tej zapaści, czy może okaże się ona dla nas zgubna.
Jednopoziomowa dezintegracja: rozpad bez kierunku
Jednopoziomowa dezintegracja to bezkierunkowy rozpad. To upadek dla samego upadku, swobodne spadanie bez wyższych wartości, które by nim kierowały.
Dzieje się tak, gdy osoba, społeczeństwo czy cała cywilizacja traci zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa, mądrości od ignorancji, rozwoju od destrukcji.
W jednopoziomowej zapaści:
- Wszystko wydaje się równie ważne lub równie bezsensowne. Nie ma ram, które pomagają stwierdzić, że coś jest lepsze od czegoś innego. Prawda i fikcja zlewają się w jedno. Dezinformacja zyskuje przewagę.
- Ludzie wahają się między skrajnościami, nie z powodu głębokiej przemiany, ale starając się desperacko odnaleźć pewność w chaosie.
- Spiski i nihilizm kwitną, bo gdy ludzie nie mają prawdziwej wizji, chwytają się wszystkiego, co daje im poczucie kontroli.
- Niszczenie staje się celem samym w sobie – palenie wszystkiego i wszędzie, bez żadnej wizji tego, co dalej.
To właśnie teraz obserwujemy. Dawne ideologiczne podziały – liberalny kontra konserwatywny, lewica kontra prawica – rozpływają się, gdy ludzie porzucają tradycyjne identyfikacje polityczne na rzecz luźniejszych afiliacji podszytych emocjami, nieufnością i poczuciem alienacji. Stanowiska, które kiedyś wydawały się nie do pogodzenia, współistnieją w dziwnych koalicjach, które łączy raczej wspólne rozczarowanie niż wspólne zasady.
Wyraźnym przykładem jest dziwna zbieżność poglądów skrajnej prawicy, sfrustrowanych liberałów i samozwańczych przedstawicieli „anty-establishmentu”, które to grupy mówią tym samym językiem nie z powodu wspólnych wartości, lecz z powodu wspólnej nieufności wobec instytucji i odrzucenia tradycyjnych autorytetów.
Na przykład mogliśmy obserwować, jak biali nacjonaliści, libertarianie, zwolennicy teorii spiskowych i niektóre frakcje lewicowego populizmu zjednoczyli się wokół retoryki antyszczepionkowej i teorii „głębokiego państwa”, nie dlatego, że faktycznie mają te same cele ideologiczne, ale dlatego, że łączy ich cynizm wobec rządu, mediów i nauki.
Innym przykładem jest dziwna koalicja między miliarderami z branży technologicznej, takimi jak Elon Musk, reakcyjnymi konserwatystami i pewnymi rozczarowanymi byłymi postępowcami, którzy dziś gromadzą się wokół „absolutyzmu wolnego słowa” jako sposobu na atakowanie instytucji, dyskredytowanie ekspertów i podważanie wspólnych działań. To nie jest postawa konstruktywna. Nie chodzi o budowanie czegoś lepszego; chodzi o niszczenie istniejącego porządku bez jakiejkolwiek dalszej wizji.
Te alianse nie stanowią prawdziwej zmiany ideologicznej w stronę czegoś nowego; są chaotycznym produktem jednopoziomowej dezintegracji. Ludzie rozpaczliwie szukają pewności w upadającym systemie i mylą wspólną frustrację ze wspólnym celem.
Postaci polityczne takie jak Trump, Musk czy Putin przyspieszają ten upadek, ale nie z myślą, aby stworzyć w to miejsce coś lepszego. Robią to, aby zniszczyć istniejące struktury władzy w sposób, który służy im osobiście.
Ruchy społeczne, które kiedyś miały wyraźne wartości, stają się miałkie, reakcyjne, niespójne – łatwo manipulowane przez czarne charaktery, które wiedzą, że w świecie, w którym nic nie ma znaczenia, wygrywa ten, kto kontroluje narrację.
Dezinformacja rozprzestrzenia się, nie dlatego, że ludzie głęboko w coś wierzą, ale dlatego, że głęboko w nic nie wierzą.
To najbardziej niebezpieczna część jednopoziomowej zapaści. Ona nie prowadzi do rozwoju. To ślepa uliczka. Gdy społeczeństwa pozostają w jednopoziomowej dezintegracji zbyt długo, mogą:
- Pogrążyć się w zupełnym chaosie – upadek systemów i rozpad wspólnej rzeczywistości,
- Ulec autorytaryzmowi (bo ci, którzy pokazują siłę uznawani są za tych, którzy zapewniają pewność w próżni).
Jednopoziomowa dezintegracja to nihilizm. Odcina nas od możliwości sensownej przyszłości.
Wielopoziomowa dezintegracja: rozpad z sensem
Jeśli chcemy przetrwać obecną zapaść, musimy przejść z jednopoziomowej do wielopoziomowej dezintegracji – przekształcić ten rozkład w coś, co tworzy warunki do czegoś lepszego.
Wielopoziomowa dezintegracja następuje, gdy jednostka a nawet cała cywilizacja doświadcza zapaści, ale jednocześnie zaczyna odróżniać i dostrzegać wyższe oraz niższe wartości.
To kluczowy zwrot:
- Nie wszystkie idee są równie ważne. Niektóre rzeczy są obiektywnie lepsze od innych.
- Nie wszystkie ścieżki prowadzą donikąd. Niektóre prowadzą do wzrostu, odnowy i przemiany.
- Cierpienie może mieć sens. Ból może być bramą do głębszej świadomości, do doświadczania czegoś wyższego.
Wielopoziomowa dezintegracja to moment, gdy osoba czy społeczeństwo zaczyna dostrzegać, że nie ma powrotu, ale nie można też zostać tam, gdzie się znaleźliśmy.
Tylko wtedy owocem rewolucji są renesansowe przemiany, a nie tylko krwawe łaźnie. Tak ewoluuje upadające społeczeństwo.
Oznaki wielopoziomowej dezintegracji w społeczeństwie:
- Moralne i etyczne przebudzenie – głębokie uznanie, że stare sposoby były nie do utrzymania i że musi powstać nowa moralna struktura.
- Zobowiązanie do odbudowy czegoś lepszego – nie sprowadzaniu zmian do niszczenia, ale podjęcie formułowania jasnej, inkluzywnej wizji tego, co powinno nastąpić. Wizji opartej na sprawiedliwości, zrównoważonym rozwoju i dobru wspólnym.
- Pojawienie się prawdziwego przywództwa – wizjonerów, którzy widzą ponad podziałami lewica–prawica, ponad cynizmem i destrukcją.
- Sam kryzys nabiera znaczenia – ludzie zaczynają zadawać głębsze pytania o to, jaki rodzaj społeczeństwa powinien wyłonić się z ruin.
Wielopoziomowa dezintegracja jest wysiłkiem obarczonym bólem i cierpieniem, ale ma wyznaczony kierunek. Ten rozpad jest kuźnią, a nie otchłanią.
Musimy ewoluować razem
Nie wystarczy, że niektórzy z nas się rozwiną, a inni pozostaną uwięzieni w przeszłości.
Częścią tego, co musi się wydarzyć, jest porzucenie polaryzacji – porzucenie czarnobiałego postrzegania i myślenia kategoriami my kontra oni. Nauczono nas patrzeć na rzeczywistość w sposób binarny – lewica kontra prawica, dobro przeciw złu, my i oni. Ale prawdziwa przemiana wymaga zanurzenia się złożoności.
- Nie każdy, kto sprzeciwia się zmianom, jest wrogiem. Niektórzy po prostu czegoś nie rozumieją.
- Nie każdy, kto deklaruje chęć postępu, działa w dobrej wierze.
- Nie każda bitwa polega na pokonaniu przeciwnika. Niektóre bitwy polegają na tworzeniu nowych możliwości.
Wielopoziomowa transformacja wymaga patrzenia ponad walczącymi frakcjami i rozpoznania, że musi nastąpić głębsza zmiana w naszej zbiorowej świadomości. Nie możemy po prostu zastąpić jednego sztywnego systemu innym – musimy stać się czymś zasadniczo innym.
Musimy nauczyć się myśleć ponad granicami, dwubiegunowymi podziałami i wyjść ponad reakcyjność polityczną
Świat się zmienia – ekologicznie, technologicznie, psychologicznie – czy nam się to podoba czy nie. Pytanie brzmi: czy będziemy ewoluować z nim, czy pozwolimy, aby te zmiany nas złamały?
Dokąd mamy iść?
Jednym z największych niebezpieczeństw jest teraz to, że większość ludzi wciąż gra według starych zasad. Myślą, że to kolejny cykl wyborczy, kolejny kryzys gospodarczy, kolejny okres niestabilności politycznej. Tak nie jest. Iluzja, że żyjemy w tej samej rzeczywistości politycznej i społecznej, co wcześniej, rozpada się. Ci, którzy tego nie widzą, pozostaną w tyle. Jeśli chcemy wielopoziomowej dezintegracji zamiast niekończącego się chaosu, potrzebujemy czegoś więcej niż oporu.
Potrzebujemy wizji.
- Uznaj rzeczywistość – przestańmy łudzić się, że stary świat wróci. Nie wróci.
- Odrzuć cynizm i akceleracjonizm – dezintegracja trwa, ale jej kierunek ma znaczenie. Potrzebujemy reformy etycznej, skoncentrowanej na człowieku – nie tylko niszczenia tego, co było.
- Kształtuj nowych liderów – ludzi, którzy widzą ponad podziałami, rozumieją o co chodzi i są gotowi kierować się prawdą.
- Mów o tym, o czym się nie mówi – mów otwarcie o tym, jakie zmiany zachodzą we władzy, kto stoi za zmianami i co to oznacza.
To nie jest tylko kryzys polityczny. To kryzys psychologiczny i moralny. Jak każdy kryzys albo nas złamie, albo skłoni do ewolucji.
„Stary świat umiera, a nowy rodzi się w bólach: teraz jest czas potworów.” – Antonio Gramsci
Czas potworów nastał. Co będzie dalej, zależy od nas.
Nie chodzi o gloryfikowanie cierpienia, lecz o uznanie, że wewnętrzny konflikt i niepokój mogą być paliwem przemian – jeśli faktycznie zdecydujemy się w nie zaangażować.
To nie jest pierwsza zapaść
Nie jesteśmy pierwszymi, którzy żyją w czasie dezintegracji ładu światowego.
Kazimierz Dąbrowski opracował swoją teorię dezintegracji pozytywnej w czasie i miejscu, gdzie upadek nie był pojęciem abstrakcyjnym – był brutalny, nagły i wszechogarniający. Urodzony w Polsce w 1902 roku, przeżył obie wojny światowe. Był świadkiem niszczenia społeczeństwa obywatelskiego, narodzin faszyzmu, terroru okupacji i okrucieństwa rządów autorytarnych.
Dąbrowski, więziony zarówno przez nazistów, jak i komunistów kontrolowanych przez Stalina, wiedział, co to znaczy żyć pod reżimami, które wymagały konformizmu i karały za moralny sprzeciw. Wiedział, co znaczy być świadkiem odczłowieczania innych i nosić w sobie nieznośną świadomość, że milczenie jest formą współudziału.
Mimo wszystko nie odwrócił się od cierpienia. Uczynił ze swojego życia misję zrozumienia, jak ból, wewnętrzny konflikt, a nawet psychologiczny rozpad mogą stać się surowcem dla moralnego wzrostu.
Wierzył, że wobec zewnętrznej tyranii najbardziej radykalnym aktem sprzeciwu jest zbudowanie takiego ja, które nie ulegnie strachowi, nienawiści i nie pójdzie ścieżką ślepej uległości.
Teoria Dąbrowskiego nie była tworzona z myślą o komfortowych czasach. Narodziła się w tyglu pełnym przemocy, represji i rozpaczy. A jednak oferuje coś głębokiego i pełnego nadziei:
myśl, że dezintegracja może prowadzić do pozytywnej przemiany – nie tylko jednostkowej, ale i zbiorowej – o ile mamy odwagę przejść przez nią z otwartymi oczami, trwając przy wyższych wartościach.
To, czego doświadczamy teraz, może na pierwszy rzut oka wyglądać inaczej, ale podstawowe dynamiki są uderzająco znajome:
- Coraz silniejsze poczucie, że systemy wokół nas są kruche i bez znaczenia.
- Ponowne pojawienie się autorytarnej retoryki podczas prób przejęcia władzy.
- Wykorzystywanie kozłów ofiarnych, czyli marginalizowanych ludzi.
- Rozpowszechnianie propagandy, teorii spiskowych i podsycanie nieufności.
Nadchodzi czas rozliczeń. Tak jak Dąbrowski, jesteśmy wezwani, aby stawić opór – nie tylko temu, co dzieje się na zewnątrz, ale też temu co dzieje się wewnątrz nas. Jesteśmy wezwani, aby tę dezintegrację wypełnić sensem.
To właśnie w tym kontekście teoria Dąbrowskiego zyskuje największe znaczenie.
Kroki, które możemy podjąć już teraz
Michael M. Piechowski przez lata badał życie osób, których uważa się za wzorce moralne – ludzi, którzy w obliczu kryzysu i upadku przełamali strach, nienawiść i rozpacz, stając się światłem przemian. Pisał o Etty Hillesum i Eleanor Roosevelt, osobach, które nie tylko przetrwały ogromne osobiste i społeczne zawirowania, ale wyszły z nich z niezachwianym oddaniem dla pokoju, sprawiedliwości i wzrastając wewnętrznie. Pisał też o Peace Pilgrim, której życie ucieleśniało te same wartości poprzez radykalną duchową misję non-violence. Oni pokazują nam kierunek.
To osoby, które stanęły wobec najgorszych ludzkich okrucieństw – wojny, prześladowań, zdrady, niesprawiedliwości i nie popadli w zgorzkniałość czy nihilizm. Poprzez opór, służbę, czy radykalną prostotę, każdy z nich zobowiązał się do wewnętrznego rozwoju jako ścieżki prowadzącej do zewnętrznej zmiany. Zrozumieli coś, czego my wciąż się uczymy: pokój zaczyna się w nas.
Nie zmienimy świata na lepszy, jeśli nie zaangażujemy się w zmianę samych siebie. Od czego więc zacząć?
Łatwo patrząc na ten świat popaść w rozpacz. Ciężar tej zapaści przygniata nas wszystkich. Kuszące jest, aby popaść w gniew, uwierzyć, że nic nie da się już zrobić, że ci u władzy zawsze wygrają. Ale historia — i życie tych, którzy przeszli tę drogę przed nami – mówi nam coś innego.
Zmiana nie zaczyna się w instytucjach. Zaczyna się w nas.
Etty Hillesum, pisząca w obozie koncentracyjnym, rozumiała tę prawdę znajdując się na najgłębszym poziomie ludzkiego cierpienia:
„Każdy z nas musi zwrócić się w kierunku własnego wnętrza i zniszczyć w sobie to wszystko, co uważa, że powinno zostać zniszczone w innych… Każdy atom nienawiści, który dodajemy do tego świata, czyni go jeszcze mniej przyjaznym.” – Etty Hillesum
Nie przetrwamy tego upadku, jeśli będziemy odbijać niczym lustro okrucieństwo, paranoję i cynizm, które widzimy wokół. Musimy zacząć od naszego własnego wewnętrznego środowiska. Walka o przyszłość społeczeństwa toczy się w każdym z nas – w tym, jak odpowiadamy na lęk, co w sobie pielęgnujemy i czy wybieramy rozwój.
Więc od czego zacząć?
1. Kultywuj pokój wewnętrzny jako codzienną praktykę
Peace Pilgrim, która niemal trzydzieści lat wędrowała przez Amerykę, opowiadając ludziom o pokoju, rozumiała coś ważnego: nie będziemy w stanie zbudować pokoju w świecie, jeśli nie zbudujemy go najpierw w sobie.
„Pokój, do którego dążymy zaczyna się w nas. Kiedy odnajdziemy pokój w sobie, skończą się konflikty, nie będzie już powodów do wojny.” – Peace Pilgrim
To nie oznacza, że należy ignorować niesprawiedliwości i rezygnować z jej przeciwdziałania. To oznacza uświadomienie sobie, że stan naszego umysłu determinuje nasze działania. Świat zbudowany na lęku, gniewie i chęci odwetu będzie generował tylko więcej lęku, gniewu i odwetu. Jeśli chcemy innej przyszłości, musimy nosić tę przyszłość w sobie już teraz.
To nie dzieje się przypadkiem. To jest praktyka. Codzienna refleksja, medytacja, pisanie dziennika – to sposoby, dzięki którym robimy miejsce w sobie na coś wyższego. Nie wystarczy życzyć sobie pokoju – musimy go aktywnie pielęgnować.
2. Uznaj, że wzrost jest efektem zmagania
Eleanor Roosevelt rozumiała, że przemiana osobista nie jest procesem biernym. To jest batalia. Szereg wyborów podejmowanych raz po raz.
„Zdobywasz siłę, odwagę i pewność siebie podczas każdego doświadczenia, w którym naprawdę stajesz twarzą w twarz mimo lęku… Musisz zrobić to, czego uważasz, że nie jesteś w stanie zrobić.” – Eleanor Roosevelt
To nie jest tak, że najpierw stajemy się gotowi, a potem się przemieniamy. Stajemy się gotowi, w trakcie zmagań. Gotowość wykuwa się w akcie przemiany.
To jest proces stawiania czoła własnym uprzedzeniom i lękom, wymagający uznania, że byliśmy warunkowani do akceptowania niesprawiedliwości i uczenia się życia w niepewności. Podczas tej drogi robimy to, co nas przeraża – nie raz, lecz nieustannie, wciąż na nowo – w pewnym momencie to coś przestanie mieć nad nami władzę.
3. Porzuć iluzję oddzielenia
Jednym z największych niebezpieczeństw tego momentu jest poczucie izolacji; przekonanie, że jesteśmy sami w cierpieniu, że nikt nas nie rozumie. Im bardziej odłączeni się stajemy, tym łatwiej lęk i nienawiść zyskują przewagę.
Peace Pilgrim odrzuciła tę iluzję:
„Jesteśmy wszyscy komórkami w ciele ludzkości. Nie jesteśmy oddzieleni od naszych bliźnich. Tylko z tej wyższej perspektywy można zrozumieć, co znaczy kochać bliźniego jak siebie samego.” – Peace Pilgrim
Jeśli nie będziemy postrzegać naszych zmagań jako powiązanych ze zmaganiami innych, ulegniemy podziałom i podzielimy się na frakcje. Celem nie jest wygrana jednych przeciw drugim, ale wspólny wzrost.
4. Zrezygnuj z dokładania się do nienawiści świata
Etty Hillesum zrozumiała coś, z czym wielu z nas ma problem – opór nie musi karmić się nienawiścią. Stojąc w obliczu ludobójstwa dostrzegła, że dosypywanie światu swojego gniewu jedynie pogłębia rany historii.
„Nic nam nie mogą zrobić, naprawdę nic. Mogą nas nękać, mogą pozbawić nas dóbr materialnych, ograniczyć przestrzeń przemieszczania się, ale sami odbieramy sobie największe skarby przez naszą nieuzasadnioną uległość. Przez nasze poczucie prześladowania, upokorzenia i ucisku. Przez naszą własną nienawiść.” – Etty Hillesum
Tu nie chodzi o ty, aby akceptować ucisk czy tolerować niesprawiedliwość. Tu chodzi o to, aby nie pozwolić nienawiści by nas kształtowała. To wybór jasnego umysłu ponad zemstę, mądrości ponad odreagowanie, transformacji ponad destrukcję.
5. Spraw by przyszłość stała się teraźniejszością
Eleanor Roosevelt wierzyła, że demokracja i sprawiedliwość mogą przetrwać tylko wtedy, gdy każda jednostka zobowiąże się do własnego rozwoju.
„Jeżeli wierzymy w demokrację i w to, że opiera się ona na możliwości życia w duchu Chrystusa, to każdy musi zmusić się do przemyślenia własnej podstawowej filozofii, własnej gotowości do życia zgodnie z nią i pomocy w jej realizacji w codziennym życiu.” – Eleanor Roosevelt
Nie możemy czekać, aż świat stanie się lepszy, by potem zacząć żyć inaczej. Musimy ucieleśniać świat, jakiego pragniemy, już teraz – w naszych działaniach, relacjach, codziennych wyborach.
Jeśli chcemy świata sprawiedliwego, musimy działać sprawiedliwie.
Jeśli chcemy świata współczującego, musimy być współczujący.
Jeśli chcemy świata wolnego od lęku, musimy przestać pozwalać, by lęk nami rządził.
Podsumowanie: Wybór, przed którym stoimy
Zapaść stała się faktem. To pewne. Ale zapaść nie jest końcem. To rozdroże.
Możemy pozwolić, by nas zniszczyła. Możemy pogrążyć się w paranoi, podziałach i rewanżyzmie. Możemy pozwolić, by strach i cynizm dyktowały, co będzie dalej.
Albo możemy ewoluować.
Możemy potraktować ten moment jako szansę stania się kimś innym, odrzucenia sztywnych polaryzacji, które nas uwięziły, szansę wytyczenia ścieżki, która nie będzie ani uległością, ani destrukcją – będzie drogą przemiany.
Droga nie będzie łatwa. Ale jak przypomina nam Peace Pilgrim, istnieje inny rodzaj mocy dla tych, którzy gotowi są ją podjąć:
„Kiedy masz wewnętrzny pokój, poruszasz się przez świat inaczej. Tak naprawdę nikt nie jest w stanie ci zaszkodzić. Nikt nie może odebrać ci tego, kim jesteś.” – Peace Pilgrim
Świat będzie próbował nas przestraszyć. Będzie próbował zmusić nas do wyboru między destrukcją a opresją. Powie nam, że pokój to słabość, że transformacja jest niemożliwa. To kłamstwo.
Prawdziwa praca zaczyna się w nas.
Jeśli ten tekst do ciebie przemawia, mam nadzieję, że podzielisz się nim z innymi. Potrzebujemy nowego języka, żeby nazwać to, czego doświadczamy. I potrzebujemy wiedzieć, że nie jesteśmy sami.
Tłum. Jacek T. Romański
Oryginał tekstu w języku angielskim:
Disintegration as a Path to Meaning (https://www.positivedisintegration.org/)