Amerykański pogrzeb
Kazimierz Dąbrowski
Amerykański pogrzeb, w: DEZINTEGRACJE – LAMENTACJE I MEDYTACJE EGZYSTENCJALNE, Warszawa 1980 (red. Tadeusz Kobierzycki)
Amerykański pogrzeb
Amerykański pogrzeb
Zaproszono mnie na amerykański pogrzeb.
Jakoś nie wypadało odmówić,
Wypadało zobaczyć, posłuchać.
Duży pokój z błyszczącą posadzką, rzędy krzeseł
i salka z boku dla gospodarzy ceremonii,
dla duchownego i jego asystentów.
Trup drobny, uróżowione policzki,
pokolorowane wargi. Upudrowany, niby śpiący,
przedziwnie sztywny. Nieruchomy, może drwiący.
Żadnych najdrobniejszych odorów,
choć dzień był skwarny. Dobrze urządzona chłodnia
pod zwłokami. Ale niewidoczna, żadnych pozorów.
Trumnę wyścielono pikowaną materią,
grubo i obficie. Aby ciału było wygodnie,
by mu było miękko. Nie na śmierć, lecz na życie.
Niektórzy podchodzili bliżej, coś szeptali,
Ściskali sobie ręce, po ludzku się uśmiechali.
Cicho, składnie, bez zgrzytów, kulturalnie.
Potem wszedł pastor i czytał przemowę,
głosem zwyczajnym, trochę uroczystym.
O wartości życia, o dobroci, o życiu wieczystym.
A potem wyprowadzono trumnę. Nie zmarły,
ale ona ruszyła ku wykopanej jamie. Zniknęła
z pola wrażliwości, wygłaskanej, należycie utrzymanej.
Jakiś „happy end” być musi, zakrycie tego, co trwoży.
Jakiś „happy end” być musi, pospołu ludzki i Boży.