Kontrowersje wokół psychoterapii a teoria dezintegracji pozytywnej

Przedruk artykułu za zgodą autora z kwartalnika Zdrowie Psychiczne Nr 3/1983

 

 

Zwykło się sprowadzać spory o psychoterapię do rozważań nad metodami psychoterapeutycznymi i ich skutecznością. Wiele kontrowersji wywołują również różnice poglądów co do koncepcji człowieka, koncepcji osobowości, leżącej u podstaw rozwijania metod i celów psychoterapii. Spory te doprowadziły i nadal doprowadzają do szybkiego powstawania różnych kierunków czy tez szkół psychoterapeutycznych.

 

W moich refleksjach chciałbym zwrócić uwagę na spór dotyczący istoty psychoterapii, niezależnie od tego, jakim przymiotnikiem kwalifikującym jest uzupełniane określenie psychoterapii.

 

Chciałbym zaprosić do wspólnego zastanowienia się nad pytaniem: co to jest psychoterapia? Czym jest psychoterapia? Wreszcie chciałbym wskazać na ważny — moim zdaniem — spór o rodowód i pokrewieństwo terminu psychoterapia. Rozważania te związane będą z próbą odsłonięcia semantyki psychoterapii i wskazaniem na jej źródła i historyczny rozwój.

 

Na końcu swoich refleksji spróbuję postawić pytanie: co ma do powiedzenia Teoria Dezintegracji Pozytywnej w sprawie istoty psychoterapii i na jakie źródła swego pochodzenia sama wskazuje.

 

Swoje rozważania opieram w głównej mierze na przemyśleniach zawartych w pracy Thomasa Szasza pt. „Mit psychoterapii”((T. Szasz: The Myth of Psychotherapy Mental Healings as Religion, Rhetoric and Represion, Anchor Books, New York 1979.)). Czytelnikom zapewne są znane poglądy T. Szasza dotyczące choroby psychicznej. Fragmenty jego pracy pt. „Mit choroby psychicznej” zostały przełożone na język polski i przedstawione w książce pod redakcją Kazimierza Jankowskiego pt. „Przełom w psychologii”. Książka pt. „Mit psychoterapii” wydana w 1978 r., jest zapewne mniej znana. Thomas Szasz uważa, że jego wysiłek poświęcony demitologizacji psychiatrii rozpoczęty w latach sześćdziesiątych od demitologizacji choroby psychicznej byłby niepełny bez demitologizacji psychoterapii. Uzasadnia on swoje wysiłki jako kontynuację i rozwinięcie refleksji moralnej i semantycznej, która chce bronić człowieka przed człowiekiem. W związku z tym, że obszar działalności współczesnej praktyki i teorii psychiatrycznej jest — jego zdaniem — terenem największych nadużyć i zafałszowań, należy poświęcić szczególną uwagę krytyce tych nadużyć i zafałszowań.

 

Thomas Szasz uważa, że tak jak pojęcie choroby psychicznej, tak i pojęcie psychoterapii jest metaforą i mitem. „Choroba psychiczna — pisze — nie jest rzeczą czy przedmiotem fizycznym, stąd może ona istnieć tylko w ten sposób, jak inne koncepcje teoretyczne. Jednakże dla tych, którzy w nie wierzą i zżywają się z nimi, stają się one prędzej czy później ‘prawdami obiektywnymi’ lub ‘faktami’. Pojęcie choroby psychicznej straciło swoją poznawczą użyteczność, jakakolwiek by ona była, i funkcjonuje teraz wyłącznie jako mit”((T. Szasz: Mit choroby psychicznej, (w:) Przełom w psychiatrii, red. K. Jankowski, Czytelnik, Warszawa 1978, s. 225.)). Zdaniem T. Szasza, psychoterapeutyczne interwencje nie mają charakteru medycznego, ale mają charakter moralny i stąd nie są dosłownym leczeniem, ale meta-forycznym leczeniem, albowiem dosłowne leczenie to „materialne czy fizykochemiczne interwencje w ciało człowieka w celu poprawienia lub uzdrowienia zaburzeń tego ciała”((T. Szasz: The Myth of Psychotherapy…, s. 4.)).

 

Definicje psychoterapii określające ją jako lecznicze oddziaływanie na chorobę, zaburzenie lub anomalię środkami psychologicznymi, albo leczenie zaburzeń psychicznych za pomocą metod psychologicznych, nadużywa znaczenia terminu leczenie. Zastąpienie dosłownego znaczenia terminu „leczenie” znaczeniem metaforycznym prowadzi nie tylko do zafałszowania rzeczywistości psychoterapii, ale prowadzi też często do nadużyć osobistych, a niekiedy politycznych przez dosłowne traktowanie metafory. Zagubienie istotnego rozróżnienia pomiędzy leczeniem w sensie medycznym (dosłownym) oraz leczeniem w sensie metaforycznym prowadzi do tego, że praktycznie wszystko, co można by robić w towarzystwie innej osoby czy też innych osób może być zdefiniowane jako psychoterapeutyczne. Proszę na przykład zwrócić uwagę na funkcjonowanie terminu „ergoterapia”, leczenie pracą, w konwencjonalnym szpitalu psychiatrycznym.

 

Definicje psychoterapii ukazują swoje podwójne i metaforyczne znaczenie. Wskazują na metodę i przedmiot oddziaływania. Metodą leczniczą jest tak zwane oddziaływanie psychologiczne polegające w ostatecznej analizie na konwersacji, które nie jest leczeniem w sensie dosłownym, a jedynie metafo-rycznym. Przedmiotem oddziaływania psychoterapeuty nie jest choroba w znaczeniu dosłownym, ale zasadnicze trudności i konflikty w sferze potrzeb, poglądów, aspiracji, wartości, trudności w przeżywaniu siebie i świata. W trakcie psychoterapii dochodzi do wywierania pewnego rodzaju wpływu przez osobę określaną jako psychoterapeuta na osobę określaną jako pacjent. Celem od-działywania tzw. psychoterapeuty na tzw. pacjenta jest przekazywanie mu określonych sądów, przekonań i systemów wartości, wpływanie na jego stan emocjonalny i pobudzanie do określonych zachowań i sposobów reagowania. Thomas Szasz dochodzi do wniosku, że „Psychoterapia jest świecką etyką. Jest religią formalnie niereligijnej osoby — z jej językiem, którym nie jest łacina, ale żargon medyczny; z normami postępowania, które nie są etyczne, ale legalistyczne; z własną teologią, którą nie jest chrześcijańska teologia ale pozytywizm”((Tamże, s. 8)).

Warto podkreślić, że T. Szasz nie neguje realności zjawiska, do którego odnosi się termin „psychoterapia”. Wiadomo że ludzi gnębią różnego rodzaju cierpienia, lęki, smutki, nieznośne myśli i że szukają oni często pomocy u ekspertów zwanych psychoterapeutami. Mogą nawet uznać ową pomoc za użyteczną, skuteczną, „terapeutyczną”. Mogą uznać się za wyleczonych. Jednakże stosowanie terminu „psychoterapia”, w celu określenia sytuacji gdzie dwoje ludzi wzajemnie ze sobą rozmawia, jest błędne. Psychoterapia jest niewłaściwą kategorią wprowadzającą w błąd tak psychoterapeutę, jak i pacjenta. Nie ma ona nic wspólnego z dosłownym znaczeniem terminu „leczenie”, które jest terminem modelu medycznego i takim powinno pozostać. Zafałszowuje rzeczywistość tego co naprawdę się dzieje i co naprawdę jest celem psychoterapii. Konsekwencje tego są bardzo destruktywne tak dla pacjenta, jak i dla kształtowania się fałszywej świadomości społecznej. Przykładem są nierozwiązane dylematy współczesnej etyki. Jak przeprowadzić rozróżnienie pomiędzy diagnozą psychiatryczną a oceną moralną? Jak przeprowadzić rozróżnienie pomiędzy psychoterapią a ukrytą indoktrynacją aksjologiczną?

 

Próbując zrozumieć i odsłonić rodowód i pokrewieństwo psychoterapii T. Szasz wskazuje na przełomowe znaczenie rozwoju nauki i techniki oraz osłabienie wpływu religii chrześcijańskiej w XVIII wieku. Wtedy to właśnie rozpoczęło się wypieranie ze świadomości społecznej określenia „cura animarum”, to jest uzdrawianie dusz — co stanowiło domenę działalności religii — na rzecz leczenia chorych umysłów — co stawało się domeną ówczesnych nauk medycznych. „Nawracanie grzesznych dusz” zaczęło ustępować „leczeniu chorych umysłów”. O tym co było grzechem decydowała ówczesna moralność i jej stróże, którymi byli funkcjonariusze struktur władzy i struktur religijnych. O tym, co jest chorobą decyduje aktualny stan wiedzy medycznej na temat chorób psychicznych oraz ekspert z dziedziny wiedzy medycznej, którym jest psychiatra. Wbrew pozorom metody postępowania w obu przypadkach są bardzo zbliżone, choć są inaczej nazywane. W granicznych sytuacjach, kiedy to nie skutkowały podejmowane zabiegi „nawrócenia grzesznej duszy” stosowano ostracyzm społeczny i izolację, a niekiedy — osoby określone jako mające kontakt z „nieczystymi siłami”, głoszące herezje i przez to zagrażające panującemu porządkowi społecznemu, tzw. czarownice, palono na stosie. W dobie panowania medycznego poglądu na choroby umysłowe, osoby nie poddające się leczeniu psychiatrycznemu i podejrzane o zagrażanie życiu własnemu i istniejącemu porządkowi prawnemu poddawane są przymusowej hospitalizacji trwającej nieraz do końca ich życia. Tak więc z rozwojem nauki, a w szczególności nauk medycznych przełomu XVIII i XIX wieku skończyła się era „grzesznych dusz”, a rozpoczęła się era „chorych umysłów”. Zmiana ta odzwierciedlona została w języku. Język ocen moralnych zastąpiony został językiem diagnoz medycznych.

 

Analizując historię psychiatrii T. Szasz zauważa, że autorzy przedstawiający historię psychiatrii, a zwłaszcza psychoterapii, wiążą ją z początkiem i rozwojem nauk medycznych całkowicie ignorując prawdziwego prekursora współczesnej psychoterapii, jakim było pastoralne leczenie dusz, cura animarum. Stanowiło ono ważną funkcję kościoła rzymskokatolickiego. W rzeczywistości — uważa T. Szasz — „psychoterapia jest współczesnym naukowo brzmiącym określeniem tego, co było nazywane leczeniem dusz. Prawdziwa historia psychiatrii nie zaczyna się więc od dziewiętnastowiecznych psychiatrów, ale od greckich filozofów i żydowskich rabinów starożytności. Jest kontynuowana przez księży katolickich i pastorów protestanckich przez okres prawie dwóch tysiącleci, zanim medyczni lekarze dusz pojawią się na scenie historii”((Tamże, s. 25.)).

 

Spróbuję obecnie — z konieczności bardzo skrótowo i fragmentarycznie — przedstawić za T. Szaszem historię cura animarum.

 

Grecy wierzyli, że zdrowie jest czymś naturalnym, a choroba jest nienaturalną konsekwencją pewnego obcego wpływu, który zakłóca harmonię umysłu. W przekonaniu Greków czynnik, który zakłóca ową naturalną harmonię nie jest czymś rzeczywistym, tzn. nie posiada substancji, ale jest raczej iluzją czy chimerą. Uważali oni, że wrogowie naturalnej harmonii atakują umysł i myślenie. Jeżeli stwierdzą, że umysł człowieka jest bezbronny czy też duchowo zbyt słaby aby natychmiast odeprzeć ich atak, wtedy umiejscawiają się w jego umyśle, a stamtąd rozchodzą się i obezwładniają również jego ciało. Istnieje zgodna opinia co do tego, że prekursorem i mistrzem leczenia dusz w starożytnej Grecji był Sokrates, który przede wszystkim był i chciał być iatros tes psyches, uzdrawiającym duszę. Zajmował się on głównie etyką i logiką, którą uważał za konieczną i nieodzowną dla etyki. Stawiał pytanie: „czyż nie wstydzisz się dbać o pieniądze, sławę, zaszczyty a nie o rozum, prawdę i to, by dusza stała się najlepsza”? Warunkiem zdrowia duszy jest wiedza prawdziwa, a nie iluzja. Uważał, że każdy człowiek nosi w sobie tę wiedzę prawdziwą, ale jej sobie nie uświadamia. Trzeba mu więc pomóc w narodzeniu się w nim tej wiedzy, za pomocą umiejętnie stawianych pytań. Rodzaj tak szczególnie prowadzonej konwersacji Grecy nazywali retoryką, a Sokrates uznawany był za najwybitniejszego mistrza tej sztuki. Metoda dialogu Sokratesa polegała na współpracy umysłowej zainteresowanych stron dialogu. Składała się z części negatywnej i pozytywnej, „elenktycznej” i „maieutycznej”. Pierwsza polegała na usuwaniu fałszywych przekonań druga, zaś — na uczeniu się prawdziwych przekonań. Powszechne było mniemanie ówczesnych filozofów greckich, że wszelka nauka ma tylko o tyle rację istnienia o ile przygotowuje do życia i służy cnocie. Byli oni prawdziwymi miłośnikami mądrości przekonanymi — tak jak Sokrates — że wiedza jest tym samym co cnota. „Jest to jedno i to samo wiedzieć, co jest sprawiedliwe i być sprawiedliwym”. Uznawali, że funkcją filozofa jest być lekarzem dusz, który stosuje uzdrawiające słowa (iatroi logoi).

 

Thomas Szasz uważa, że Sokrates z pewnością nie uznałby współczesnych psychiatrów za swoich współbraci. „Naukowa psychiatria obojętna wobec religii i filozofii jest nowym i dziwnym zjawiskiem”((Tamże, s. 27.)). Dalej T. Szasz stwierdza: „Medyczna psychiatria jest nie tylko obojętna wobec religii, ale jest nieubłaganie wroga wobec niej. Tutaj właśnie zawiera się najwyższa ironia współczesnej psychoterapii: psychoterapia jest nie tylko religią, która chce być nauką. Jest ona w rzeczywistości fałszywą religią, która usiłuje zniszczyć prawdziwą religię”((Tamże, s. 27,)).

Kontynuując rozważania nad prehistorią psychoterapii T. Szasz omawia zagadnienie cura animarum w kulturze żydowskiej. Żydzi posiadali trzy odrębne grupy „ekspertów” religijnych. Pierwszą grupę stanowili kapłani, których działalność wiązała się z publicznymi nabożeństwami i ceremoniami religijnymi. Drugą grupę stanowili prorocy, którzy przepowiadali w imieniu Jahwe i czasami upominali władców. Trzecią grupę stanowili mędrcy (hakhamin), którzy radzili swoim bliźnim w sprawach osobistego postępowania. Warto zwrócić uwagę, że dla Żydów tylko Bóg miał absolutną władzę nad człowiekiem i dlatego przestrzegali oni przed niewłaściwą zależnością od doradców i nawoływali do utrzymania własnej autonomii. Wiele mówiący w tym kontekście jest tekst z księgi mądrości Syracha: „Każdy doradca wysoko ceni swą radę, a przecież bywa i taki, który doradza na swoją korzyść. Strzeż się doradcy, a najpierw poznaj, jakie są jego potrzeby, albowiem taki na swoją korzyść doradza, czy czasem nie zyska czegoś na tobie jakby losem. Natomiast z człowiekiem pobożnym podtrzymuj znajomość, a także z tym, o którym wiesz, że strzeże przykazani, kto jest duszą podobny do twej duszy i kto jeślibyś upadł, będzie współczuł tobie. Następnie trzymaj się rady twego serca, gdyż nad nią nie masz nic godniejszego wiary. Dusza bowiem człowieka zwykła niekiedy mówić więcej niż siedem czat siedzących na szczycie dla wypatrywania. A ponad to wszystko proś Najwyższego, aby po drodze prawdy kierował twoimi krokami”((Księga Mądrości Syracha 37,7-8; 12-15, Biblia Tysiąclecia, Pallotinum, Poznań-Warszawa 1982, s.882.)).

 

W historii cura animarum — stwierdza T. Szasz — postać Chrystusa odgrywa wyjątkową rolę. Ogranicza się on jednak jedynie do zaakcentowania roli Chrystusa jako bardzo surowego krytyka ówczesnych oficjalnie uznawanych lekarzy. Chrystus nazywał ich ślepymi przewodnikami, kłamcami i obłudnikami. Wskazywał na ich nadużycia, formalizm i legalizm, mówił o ciężarach, jakie nakładają na bliźnich. Nie omawiając działalności terapeutycznej Chrystusa, T. Szasz przechodzi do omówienia istotnych jego zdaniem praktyk cura animarum realizowanych w religiach chrześcijańskich. Warto może w tym momencie zadać sobie pytanie: co w nauce i postępowaniu Chrystusa stanowi o jego niepowtarzalnej i wyjątkowej roli jako lekarza duszy? Uważam, że zagadnienie to — choć pominięte przez T. Szasza, domaga się odrębnego omówienia.

 

Chrześcijańska koncepcja cura animarum bardzo ściśle wiąże się z pewnymi podstawowymi pojęciami, takimi jak: grzech, wina, żal, wyznanie grzechów, postanowienie poprawy, nawrócenie. Celem wyznania grzechów było odpuszczenie grzechów i metanoia, nawrócenie, przemiana umysłu. Praktyki pokutne zmieniły się na przestrzeni dziejów. W XII wieku nabrały charakteru powszechnie stosowanej spowiedzi indywidualnej. Penitent po wyznaniu grzechów był napominany, otrzymywał porady dotyczące jego dalszego postępowania oraz pokutę i wreszcie odpuszczenie grzechów. Wyznanie grzechów penitenta otoczone było tajemnicą spowiedzi.

 

Okres reformacji, a zwłaszcza wystąpienie Marcina Lutra było między innymi wyrazem buntu wobec praktyki kościoła katolickiego sprzedawania odpustów. Praktyka ta pod koniec XV i w początkach XVI wieku nabrała tragicznych w skutkach rozmiarów. Stanowiła ona zaprzeczenie podstawowych zasad praktyki leczenia dusz. Prowadziła do zastępowania osobistego i duchowego aktu, jakim był sakrament pokuty, czynnościami zrytualizowanymi czy wręcz magicznymi pozbawionymi głębokiego i osobistego znaczenia. Warto zaznaczyć, że M. Luter nie sprzeciwiał się praktyce leczenia dusz czy praktyce spowiedzi: „Jestem całym sercem za indywidualną spowiedzią. Jest to lekarstwo dla niespokojnego sumienia nie mające równego sobie”((T. Szasz: The Myth of Psychotherapy…, s. 36.)).

 

Marcin Luter przeciwstawiał się instytucjonalizacji i monopolizacji cura animarum. Był przekonany, że nie zrytualizowane wyznanie grzechów zmienia życie człowieka. Zależy to bowiem od motywacji wyznania grzechów i od tego jak wygląda dalsze jego życie. Konkretna bowiem moralna praktyka może być pożyteczna wtedy, kiedy jest podejmowana dobrowolnie. Jest natomiast bezwartościowa czy wręcz szkodliwa wtedy, kiedy jest narzucona wbrew woli człowieka. Tak jak Luter przeciwstawiał się obligatoryjnej formule spowiedzi, tak T. Szasz przeciwstawia się obligatoryjnej formie treningu psychoanalitycznego. Uważa, że praktyka ta zrodziła się z zastosowania totalitarnej zasady, uznającej, że jeżeli coś jest złe, to powinno to być zabronione, a jeżeli coś jest dobre, to powinno być przymusowo stosowane((Tamże, s. 37.)).

 

Tuż przed zmonopolizowaniem cura animarum przez szybko rozwijające się praktyki i instytucje medyczne działające w oparciu o ówczesny stan wiedzy medycznej można było zauważyć pewien okres przejściowy. Zastąpienie formuły oddziaływania moralnego formułą oddziaływania medycznego poprzedzone było pojawieniem się praktyk i koncepcji quasi medycznych. Było to możliwe z tego powodu, że koncepcje i praktyki moralne uległy poważnemu zdyskredytowaniu a koncepcje i praktyki medyczne nie były jeszcze dość jednolite i zgodne — i co ważniejsze — nie były skuteczne. W tym właśnie okresie przejściowym pojawił się na scenie leczenia dusz Franz Anton Mesmer z koncepcją magnetyzmu, zapożyczoną od jezuity Maksymiliana Helia. Mesmer uważał, że wszelkiego rodzaju choroby spowodowane są niewłaściwym przepływem płynów w organizmie. Zastosowanie właściwości magnetycznych w odpowiedni sposób powoduje przywrócenie właściwego krążenia płynów, a tym samym wyleczenie. Dzięki zastosowaniu odpowiednich ceremoniałów i stosownej sugestii F. A. Mesmer uzyskiwał pomyślne rezultaty w leczeniu „nieuleczalnych chorób umysłowych”, które zasadniczo stanowiły tak zwane konwersje histeryczne. Thomas Szasz zauważa, że wszystkich uzdrawiających wiarą cechują wspólne właściwości. Są nimi: 1) umiejętne wykorzystanie retoryki dla podtrzymania twierdzenia, że dokonują oni cudownych zabiegów oraz wyjaśnienie tych zabiegów za pomocą atrakcyjnej teorii; 2) zbiór określonych ceremoniałów; 3) legendarne przypadki uzdrowień poparte przykładami osób, które zyskują sławę jako pacjenci.

Atrakcyjność metody leczniczej F. A. Mesmera polegała również na tym, że w porównaniu ze stosowanymi wówczas metodami leczenia, które były bardzo bolesne i brutalne jego metoda nie sprawiała żadnego bólu. Z tego punktu widzenia była więc metodą „humanistyczną”. Był on jednocześnie tym, który zdawał sobie sprawę z wagi sugestii i hipnozy i potrafił je właściwie wyko-rzystywać dla podnoszenia swojej reputacji jako uzdrowiciela.

 

Johan Christian Heinroth jest postacią, z którą wiąże się początki współczesnej psychiatrii. Uważał, że powodem zaburzeń umysłowych jest utrata wolności i niemożność jej odzyskania. Vesania, czyli zaburzenia umysłowe związane z utratą wolności i rozumu są konsekwencją złego postępowania, egoizmu, grzechu. Okazuje się więc, że zaburzenie umysłowe jest problemem moralnym, natomiast rozwiązanie tego problemu jest medyczne. „Psychiatra oddziałuje na pacjenta mocą swej świętej osobowości, zwykłą siłą swojego istnienia, swoim wzrokiem i wolą”((Tamże, s. 76.)) pisa! J. C. Heinroth. Leczenie zaburzeń umysłowych powinno być przymusowe, ponieważ chory nie wie czego chce. W rozdziale swej pracy pt. „Podręcznik zaburzeń umysłowych i ich leczenie”, dotyczącym sposobów leczenia, zaleca zimno, ciemność i ciszę jako sposoby tłumienia nadmiernego pobudzania. Armamentarium terapeutyczne składa się również z przemyślnych urządzeń, które dla postronnego obserwatora kojarzą się jednoznacznie z machinami przeznaczonymi do torturowania. Thomas Szasz wskazuje na somatyczne zabiegi stosowane przez J. C. Heinrotha w celu przeklasyfikowania brutalnych praktyk degradacji człowieka na dobroczynne zabiegi lecznicze. „Terapeutyczne możliwości psychiatrycznej somatyki są nieograniczone”((Tamże, s. 21.)) — konkluduje T. Szasz.

 

W XIX wieku wiodącym leczeniem chorób nerwowych była elektroterapia. Czołowym jej przedstawicielem był niemiecki neurolog Wilhelm Erb. Uważał, że skoro układ nerwowy przejawia aktywność elektryczną, to leczenie chorób nerwowych powinno polegać na wykorzystaniu przewodnictwa elektrycznego nerwów i powinno się stosować elektroterapię w celu przywrócenia zdrowia cierpiącym pacjentom. Uzasadnienie stosowania terapii elektrycznej wiązało się z wykorzystaniem ówczesnej wiedzy z dziedziny neuropatologii. Ponownie medyczna retoryka posłużyła uzasadnieniu terapeutycznego dobrodziejstwa oszukańczych i brutalnych zabiegów medycznych.

 

Zygmunt Freud w początkowym okresie swojej lekarskiej kariery również praktykował elektroterapię oraz hipnozę. Doświadczenia zebrane w początkowym okresie praktyki unaoczniły mu, że dobrodziejstwa lecznicze elektroterapii, hydroterapii i hipnozy są wynikiem sugestii. Tworząc swoją własną metodę leczenia chorób nerwowych — psychoanalizę — uznał, że jej lecznicze dobrodziejstwa nie są związane z sugestią, ale raczej z „analizą” i „interpretacją”. Thomas Szasz wskazuje na istotnie wyglądające różnice i podobieństwa w różnych metodach wywierania leczniczego wpływu na pacjenta. Uważa on jednak, że za każdym razem chodzi o sugestię. Różnice sprowadzają się do siły nacisku sugestywnego. Nacisk jest brutalny w przypadku np. elektroterapii, a subtelny — i stąd mniej zauważalny — w przypadku psychoanalizy. Proces wywierania sugestii jest ponadto dwukierunkowy. Pacjent sugeruje pewne informacje lekarzowi przy pomocy „symptomów” (histeria, nerwica) a terapeuta sugeruje pacjentowi pewne informacje przy pomocy „leczenia” (hipnoza, psychoanaliza).

 

Zygmunt Freud uważał jednocześnie, że choroby umysłowe są zaburzeniami organicznymi, których właściwe leczenie powinno być chemiczne jak również uważał, że choroby umysłowe są problemem psychologicznym, którego właściwe leczenie sprowadza się do porad pastoralnych. W 1930 r. Z. Freud pisał: „Nadzieja przyszłości leży w chemii organicznej lub w dostępie do niej poprzez endokrynologię. Ta przyszłość jest wciąż odległa, ale należy studiować analitycznie każdy przypadek psychozy ponieważ ta wiedza poprowadzi pewnego dnia terapię chemiczną”((Tamże, s. 185.)).  Odpowiadając na pytanie, jaka jest funkcja psychoanalityka Z. Freud pisał w 1927 r.: „Słowa: ‘świecki duszpasterz’, mogą właściwie służyć za ogólną formułę opisującą funkcję analityką. Nie usiłujemy wywołać ulgi u pacjenta poprzez wprowadzenie go do społeczności katolików, protestantów czy socjalistów. Próbujemy raczej wzbogacić go czerpiąc z jego własnych wewnętrznych źródeł. Taka działalność jest działalnością pastoralną w najlepszym znaczeniu tego słowa”((Tamże, s. 186.)).

 

Już Carl G. Jung miał więcej wątpliwości co do tego, jak zaklasyfikować psychoterapię. Czy uznać psychoterapię za działanie medyczne czy też religijne. Uważał, że religie są poprzednikami współczesnych psychoterapii, a systemy psychoterapeutyczne są w istocie ersatz religiami. W jednej z prac napisał: „To raczej kapłan czy duchowny aniżeli lekarz powinien być najbardziej zainteresowany problemami cierpienia duchowego. Ale najczęściej osoba cierpiąca konsultuje na pierwszym miejscu lekarza, ponieważ przypuszcza, że jest fizycznie chora i ponieważ niektóre objawy nerwicowe mogą być złagodzone przez tabletki”((Tamże, s. 187.)). I dalej konkluduje: ”uzdrawianie może być nazwane problemem religijnym. Religie są systemami leczenia chorób psychicznych. To właśnie dlatego pacjenci wpychają psychoterapeutę w rolę duchownego, oczekując i żądając od niego uwolnienia ich z trudności, które przeżywają. Oto właśnie dlaczego my psychoterapeuci musimy zajmować się problemami, które, ściśle mówiąc, należą do teologów”((Tamże, s. 188.)).

Zdaniem T. Szasza zarówno stwierdzenie Z. Freuda, że psychoanalityk jest świeckim duszpasterzem a psychoanaliza jest działalnością pastoralną w najlepszym sensie tego słowa, jak i deklaracja C. G. Junga, że psychoterapeuta zajmuje rolę duchownego i że problemy psychoterapii należą do teologów, powinny mieć daleko idące praktyczne i somatyczne implikacje. Rozróżnienie pomiędzy rozmawianiem a leczeniem, opieką duchową a medycznym leczeniem jest ogromnie ważne dla każdego, kto chce jasno myśleć o tych sprawach. Jest ogromnie ważne dla tych, którzy szukają pomocy w psychoterapii jak i dla tych, którzy tę psychoterapię praktykują. Okazuje się bowiem, że wyniki psychoterapii sprowadzają się do tego, że pacjent zostanie lub nie zostanie przekonany czy nawrócony, aby myśleć, odczuwać, postępować inaczej niż to było dotąd w jego zwyczaju. Pacjent zmienia pewne swoje zachowania lub pozostaje taki sam. Psychoterapeuta nie robi nic innego jak tylko rozmawia. W zależności jednak od stosowanej retoryki psychoterapeuta może być szlachetnym lub podłym retorykiem. Podły retoryk — zdaniem T. Szasza — usiłuje powstrzymać jednostkę przed szukaniem oparcia w osobistej odwadze, szlachetnych myślach i filozofii. Szlachetny retoryk, to znaczy retoryk w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa, szuka sposobów udoskonalenia człowieka ukazując mu doskonalsze wizje człowieczeństwa, aż do ideału włącznie((Tamże, s. 18.)). Warto jeszcze raz w tym kontekście wrócić do C. G. Junga. Powiada on: „Starożytne powiedzenie uczy, jeżeli niewłaściwy człowiek używa właściwej metody to właściwa metoda działa w niewłaściwy sposób”. To chińskie powiedzenie, na nieszczęście zbyt prawdziwe, stoi w ostrej sprzeczności z naszą wiarą w „słuszną” metodę, niezależnie od człowieka, który ją zastosuje. W rzeczywistości wszystko zależy od człowieka a mało bądź nic od metody”((C.G.Jung: Psychological Reflections. A New Anthology of His Writings 1905-1961, Princeton University Press, s.83.)).

 

Praktyczne i somatyczne implikacje cytowanych przez T. Szasza wypowiedzi Z. Freuda i C. G. Junga już są coraz bardziej widoczne. Świadczy o tym wyraźny powrót wielu liczących się praktyków i teoretyków psychoterapii do źródeł. I tak np. Rollo May mówił o konieczności powrotu do antologii, a psychoterapeutom wskazuje na starożytnych greckich tragików czy współczesnych egzystencjalistów jako na podstawowe źródło wiedzy i wrażliwości terapeutycznej((Rollo May: Psychologia i dylemat ludzki. WP, Warszawa 1973.)). Ronald Laing mówi o konieczności wielokierunkowych studiów „kontekstu życiowego” jednostki, które obejmują socjologię, filozofię, religię. Mówi o konieczności stosowania nowych metod badania i opisu rzeczywistości człowieka (fenomenologia egzystencjalna w psychopatologii)((R.D. Laing: Divided Self, Pelican Books, New York 1965.)). Znane jest podejście Ericha Fromma, Victora F. Frankla czy Abrahama Maslowa, zwracających uwagę na konieczność badania podstaw filozoficznych i aksjologicznych różnych kierunków psychoterapeutycznych.

 

Przechodząc do odczytania z Teorii Dezintegracji Pozytywnej uwag dotyczących istoty psychoterapii i jej rodowodu pragnę zacytować fragment recenzji książki Kazimierza Dąbrowskiego pt. „Mental Growth Through Positiye Disin-tegration”, napisanej przez Abrahama Masłowa. Oto co pisze A. Maslow: „Uważam tę pracę za jedną z najważniejszych ze względu na dokonany wkład do teorii psychologicznych i psychiatrycznych w obecnej dekadzie. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że książka ta będzie bardzo szeroko czytana przez następne dziesięciolecia. Zagłębia się ona bardzo daleko i wychodzi z niezwykle ważnymi wnioskami, które z pewnością zmienią bieg psychologicznego teoretyzowania i praktyki psychoterapii w najbliższym czasie”((Abraham Maslow: recenzja pracy K. Dąbrowskiego „Mental Growth Through Positive Disintegration”, (w:) Psychoneurosis is not an Ilness, Gryf Publications, London 1972.)).

 

Zobaczmy więc, co mówi autor Teorii Dezintegracji Pozytywnej o psychoterapii : „To co nazywa się leczeniem czy psychoterapią nie jest właściwą terapią, ale jest próbą pomocy w rozwoju pacjenta poprzez zbliżenie się do jego dynamizmów psychopatologicznych — według mnie — w większości nie są patologiczne, a są tylko za takie uważane”((K. Dąbrowski: Psychoterapia przez rozwój PTHP, Warszawa 1979, s. 5 i n.)). I dalej dodaje: „Nowoczesny, autentyczny psychoterapeuta powinien leczyć nie przez usuwanie symptomów, u podłoża których znajdujemy zazwyczaj siły twórcze, ale przez uświadomienie „pacjentowi” jego wartości”((K. Dąbrowski: The Dynamics of Concepts, Gryf Pub., London 1973.)).

 

Tak więc „to co nazywa się leczeniem czy psychoterapią pacjenta nie jest właściwą terapią, ale jest próbą pomocy w rozwoju pacjenta”. Można więc powiedzieć, że chodzi tu o dialog o rozwoju. Również „odpatologizowanie objawów”, o których mówi K. Dąbrowski jest pokazaniem szczególnej natural-ności przeżyć „tylko uważanych za patologiczne” w rozwoju jednostki w kierunku osobowości. Szczególnie w rozwoju przyspieszonym. Kazimierz Dąbrowski wskazuje również na to, że „pojęcia żyją i rozwijają się”((Tamże, s.7)). Jego uwagi na ten temat podpowiadają konieczności zmian semantycznych w tej dziedzinie jaką jest psychoterapia. Psychoterapeutę, którego bardzo często nazywa się „doradcą” obowiązuje wielokierunkowe i wszechstronne wykształcenie obejmujące wiedzę z zakresu psychologii, a szczególnie psychologii uczuć i wartości, psychopatologii, filozofii egzystencjalnej, pedagogiki, teologii życia wewnętrznego, etyki, sztuki — a zwłaszcza wielkiej literatury. Uważa że sposobem wzbogacenia wrażliwości doradcy jest bliski kontakt z wybitnymi dziełami sztuki: muzyki, poezji, malarstwa. Doradcę powinna również charakteryzować wyraźna „pasja rozwoju” w kierunku osobowości, w kierunku esencji indywidualnej i społecznej. A więc i zaangażowanie również w życie społeczności, której jest członkiem. Zwróćmy uwagę, że osobowościami najbliższymi sercu Profesora K. Dąbrowskiego był Chrystus i Sokrates. Tu też należy szukać rodowodu psychoterapii przez rozwój, która przypomina dialogi Sokratejskie. Bardzo znaczący jest również fakt, iż K. Dąbrowski mówił o konieczności zastąpienia heteropsychoterapii przez autopsychoterapię. Uznawał, że rola doradcy jest ograniczona, a jego zadanie sprowadza się do „podprowadzenia pacjenta” do miejsca, w którym zaczynają odgrywać rolę autonomiczne dynamizmy i konkretny ideał osobowości. Ogromne znaczenie rozwojowe przypisywał twórczości własnej tak pacjentów jak i terapeutów. Już z tego pobieżnego przedstawienia wynikają duże wymagania w stosunku do doradcy. Wymagania te wyrastały ze świadomości szczególnej odpowiedzialności doradcy.

 

Łatwo zauważyć jak wizja „dialogu o rozwoju” i wizja doradcy różnią się od realizowanego i nadal propagowanego modelu psychoterapii i psychoterapeuty w naszych warunkach. Nadzieję na twórcze przeobrażenia w tym stanie rzeczy budzi znaczne zainteresowanie powrotem do wartości.

 

 

Share

Podobne wpisy