Kilka zdań o śmiechu

Tadeusz Kobierzycki

Pani Idzie Zarachowicz ze Szczecina

 

„Uśmiechnij się, jutro będzie lepiej” – tak zaczyna się jedna z piosenek śpiewana dowcipnie przez Barbarę Kraftównę. Warto jej czasem posłuchać i uśmiechać się, bo wtedy jutro zamienia się w dziś. I chyba łatwiej zrozumieć to, co mówią na temat śmiechu artyści, naukowcy, filozofowie. Oto krótkie uwagi dotyczące roli śmiechu w życiu człowieka (i zwierzęcia).

 

Prawodawca i twórca ustroju Sparty Likurg (IX lub VIII w. p.n.e.) nakazywał greckim góralom wspólne spożywanie posiłków. W czasie jedzenia trzeba było spoglądać na figurki bożka śmiechu, które miały wywoływać miłą atmosferę, dobre trawienie i poprawę zdrowia. Ciekawe co rozwesela polskich górali?

 

Największy europejski  idealista, twórca nurtu eugenicznego w etyce i psychologii, Platon (427-347) uważał, że śmiech ma wiele funkcji i źródeł. Platoński Sokrates w „Państwie” – zauważa, że śmiech jest reakcją na to, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni – na przykład, gdy Kreteńczycy i Spartanie zaczęli uprawiać sport nago, ludzie początkowo ich wyśmiewali; dopiero z czasem uznali to za wygodne i zdrowe.

 

W innym miejscu dodaje jednak – „Głupi jest ten, który za śmieszne uważa cokolwiek innego, niż zło i próbuje ludzki śmiech budzić, mając przed oczami jakikolwiek inny widok, niby to zabawny, a nie widok głupoty i zła” (przeł. W. Witwicki).

 

Ksenofont z Aten (430-355), polemista Platona obrońca śmiechu, swoim tekście „Uczta” wprowadza postać błazna (gelotopoios) Filipa, który przybywa na biesiadę nieproszony i zostaje przywitany radośnie przez gospodarza, Kalliasza. Inni goście go ignorują reagują zbytnią powagą. Brakuje im życzliwego uśmiechu. Ich obawa przed wyśmianiem była wtedy, taka jak w dzisiejszej Polsce – paniczna.

 

W „Uczcie” Ksenofot opisuje sytuację, w której błazen Filip lamentuje, że nikogo nie udało mu się rozbawić. Uczestnicy uczty, aby go pocieszyć, obiecują że „będą śmiać się następnym razem”. Sytuacja staje się absurdalna i poniekąd dziwnie zabawna. W innym fragmencie, Filip mówi tak: „ Czyż nie wystarczający to powód do dumy, jeśli wszyscy ludzie, wiedząc, że jestem błaznem, chętnie mnie zapraszają, ilekroć nadarzy im się okazja do radości, (Ale)  ilekroć zaś mają powody do smutku, uciekają ode mnie, a nawet na mnie nie patrzą, najwidoczniej w obawie, aby nie musieli śmiać się wbrew woli”(przeł. L. Joachimowicz).

Ludzie czasem śmieją się wbrew swojej woli, nawet wtedy gdy są pełni powagi lub pogrążeni w smutku.

 

Jako „obrońca”  greckiego śmiechu, Ksenofont tworzył zdrową  przeciwwagę dla dominujących wtedy poglądów, pełnego niepokoju i ambiwalencji moralisty, Platona.

 

Prawdziwym antidotum na obsesyjne celebrowanie powagi i smutku wśród Greków była jednak wtedy (i jest nadal) filozofia Stoików. Jej twórca Zenon z Kition (ok 335-263) zalecał zachować spokój zarówno w cierpieniu i w szczęściu. A na temat śmiechu wypowiedział te słowa –  „Gdy się śmiejesz, śmieje się z tobą cały świat. Gdy płaczesz, płaczesz sam”.

 

Hippokrates z Kos (IV w.p.n.e.) – ojciec greckiej i europejskiej medycyny – zachęcał do używania śmiechu zarówno przez lekarzy jak i pacjentów, dla podtrzymywania własnego i cudzego zdrowia fizycznego i psychicznego. Tu wielką rolę ogrywały także codzienne ćwiczenia fizyczne w gymnazjonach (gymnos – nagi), dziś w Polsce (po kilku latach eksperymentu likwidowanych), umiarkowana dieta i olimpijski sport.

 

Jego rówieśnik Arystoteles (384-322) uważał, że źródłem śmiechu jest  fizjologia ludzkiego ciała. Śmiech wywołuje łaskotanie, przez ruch, który powoduje ogrzanie łaskotanego fragmentu ciała, co wpływa, wbrew intencji łaskotanego, na bieg myśli. Śmiech powstaje mechanicznie za sprawą gładzenia skóry, jej pocierania i dotyku.

 

W tekście „O częściach zwierząt” Arystoteles pisał:  „Przyczyną tego, że tylko człowiek jest wrażliwy na łaskotki, jest to, że ma delikatną skórę i że tylko on spośród zwierząt jest zdolny do śmiechu. Łaskotanie wywołuje śmiech, którego źródłem jest ruch w części sąsiadującej z pachami. Mówią, że zdarza się w czasie wojny, że ludzie uderzeni w okolicę diafragmy śmieją się z powodu gorąca, które powstaje w wyniku uderzenia”. A więc, wrażliwość skórna i podskórna, sprawia że człowiek potrafi się śmiać, a inne zwierzęta – nie. Ale to chyba nie jest obowiązująca dziś wszystkich uczonych, nauka.

 

I choć, nadal część myślicieli uważa, że śmieją się tylko ludzie, Lino Penati (etolog-weterynarz) uważa jednak, że śmieją się także zwierzęta – Twierdzenie, że zwierzęta się nie śmieją, to „stary przesąd Arystotelesa”. Koń śmieje się obnaża­jąc zęby, pies — merdając ogonem, wół — ustawiając się bokiem, ostry­ga — trzaskając rytmicznie skorupą, ptak — śpiewając w określonej to­nacji. Delfiny są znane ze swych pełnych humoru figlów. Śmiech jest sposobem porozumiewania się, a więc częściej spotyka się go wśród zwierząt stadnych.

 

Retor, poeta i filozof rzymski – Seneka Młodszy (4 p.n.e. -65 ne) uważał, że lepiej śmiać się z życia, niż narzekać. I dodawał – „jakże śmieszyć powinny nas rzeczy, które wyciskają nam łzy!” Śmiech jest jedyną rzeczą, która uleczy nas od rozpaczy.

 

Inny poeta rzymski, Horacy (właść. Kwintus Horacjusz Flakkus)  (65-8 pne.), twierdził stanowczo, że  – żart i śmiech decydują o wielkich sprawach często trafniej i lepiej, niż powaga i surowość.

 

Twórca przełomu kognitywnego w filozofii europejskiej – Kartezjusz  (Rene Descartes) (1596-1650) – ostrzega jednak, że niekiedy „przyjemność śmiechu ma w sobie domieszkę nienawiści”. Jeżeli to prawda, to ta domieszka nienawiści zostaje przez śmiech osłabiona, wyzwolona z ciemnych sfer psyche i w ten sposób zneutralizowana.

 

Profesor logiki i metafizyki w Królewcu – Immanuel Kant (1724-1804) określił śmiech jako zjawisko psychosomatyczne, które ulepsza fizjologię człowieka. Aby ulepszyć swoje życie warto korzystać z muzyki i żartów. Uważał też, że – chcąc zrównoważyć szalę nieszczęść, natura dała nam sen, nadzieję i śmiech.

 

Georg Wilhelm Friedrich Hegel (1770-1831) – znawca filozofii ducha i logiki dziejów, twierdził, że – poczucie humoru, radosne piruety ducha są u człowieka przejawem najwyższej inteligencji.

 

Jego duński polemista, ojciec europejskiego i protestanckiego egzystencjalizmu – Søren Kierkegaard (1813-1855) – wyznał po prostu –  „Kiedy podrosłem, otworzyłem oczy i mogłem obserwować życie, zacząłem się śmiać i od tego czasu śmiać się nie przestałem. I dodał, że  choć – naucza się, że myślenie stoi ponad ironią i humorem, a (i) naucza tego myśliciel, któremu zupełnie brakuje poczucia humoru” -. „Ależ to komiczne!”

 

Nadal mało znany w Polsce Austriak, twórca psychoanalizy, opartej na Kabale połączonej z neuroanatomią – Zygmunt Freud (1856-1939) uważał, że  śmiech to „przyjemność, która ułatwia powrót do dzieciństwa”.

 

Wcześniej na temat śmiechu dziecka wypowiedział się pisarz rosyjski – Fiodor Dostojewski (1821-1881) – „Tylko dzieci umieją się śmiać pięknie, dlatego też mają tyle powabu”. (I dodał) – Jeśli chcesz dobrze poznać człowieka, to nie zwracaj uwagi jak mówi lub milczy, ani czy przejmuje się szlachetnymi ideami. Patrz, jak się śmieje. – Mogę się mylić, ale zdaje mi się, że po śmiechu można poznać ludzi, i jeśli przy pierwszym spotkaniu śmiech kogoś zupełnie nieznajomego spodoba się wam, śmiało twierdźcie, że to dobry człowiek. – A zatem – „Śmiech jest najwierniejszym odbiciem duszy.”

 

Najbardziej zdecydowanie temat dziecięcego śmiechu wypowiedział się Janusz Korczak (Henryk Goldszmit)  (1878-1942) – „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”.

 

Umberto Eco w swej powieści „Il nome della rosa” poświęca wiele stronic dyskusji nad „Chrystusem śmiejącym się”, jaką prowadzą brat Gugliermo i ksiądz Jorge.

 

Jezus śmiał się z uczniami, okraszał dowcipami swoje wypowiedzi i cuda — tak twier­dził Szymon Mag i chrześcijańscy gnostycy. Gdy gnozę potępiono jako herezję, pojawił się obraz Chrystusa bez uśmiechu, dumającego nad złem świata. Jako postać będąca zapowiedzią ludzkiej  i boskiej Męki.

 

W Polsce ludowi twórcy chętnie  rzeźbili postać „Chrystusa Frasobliwego”, jako alternatywę dla ogromnych figur Chrystusa wiszącego na krzyżu , w kościołach Niemieckich.

 

Aby zachować względną równowagę wobec „świętej powagi” – „święty uśmiech” pojawił się na obrazach i w figurach  „Matki Boskiej”, która była malowana, niczym Mona Lisa. Ten ledwo widoczny uśmiech, skierowany był  do  jej syna „Dzieciątka Jezus”.

 

Wielki mistyk, stygmatyk, święty KK – Franciszek z Asyżu (1182-1226) mawiał – „Jeśli nie masz nic innego do dania potrzebującemu, daj mu przynajmniej twój uśmiech”. Szkoda, że w „kraju katolickim”, takim jak Polska, dzieje się to tak rzadko.

 

Zwrócił na to uwagę  nie święty, ale za to wielki pisarz, Witold Gombrowicz (1904-1969)– który przez wiele lat uczył Polaków, jak się śmiać z siebie, ze swoich fobii, urojeń, ciemnoty ( Por. Ferdydurke, Trans-Atlantyk, Pornografia, Ślub, czy Operetka). „Nigdy żaden naród nie potrzebował bardziej śmiechu niż my dzisiaj. I nigdy żaden naród mniej nie rozumiał śmiechu – jego roli wyzwalającej”. Niestety sam jak kilku innych twórców polskich – popełnił samobójstwo.

 

Pragnienie śmiechu indywidualnego i zbiorowego, śmiechu, który zbawia, nie zostało nigdy w jego życiu zaspokojone. Szkoda, że nie spotkał Blaise Pascala (1623-1662) francuskiego fizyka, matematyka i filozofa religii, który by go przekonał, że – miłość bliźniego każe niekiedy śmiać się z błędów ludzi, aby ich samych skłonić do śmiania się z nich. Być może skuteczniej zrobiłby to Niels Bohr ( 1895-1962) duński badacz atomu, który powiedziałby naszemu geniuszowi, że  „istnieją rzeczy tak poważne, że nie pozostaje nic innego, jak tylko się z nich śmiać”.

 

Wszędzie są ludzie, których się słucha i ludzie, których się nie słucha. W Polsce był nim na przykład biskup Ignacy Błażej Franciszek Krasicki (1735-1801). Najpierw biskup warmiński, a potem arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, magnat, hrabia  Świętego Cesartswa  Rzymskiego, prezydent Trybunału Głównego  Koronnego  w Lublinie, kustosz kapituły Lwowskiej, aforysta, encyklopedysta, kawaler maltański, mianowany biskupem tytularnym Verinopolis – także poeta, prozaik i publicysta. On właśnie  mógłby być wzorcem śmiechu zarówno w konserwatywnej i liberalnej  Polsce.  Ale to imię „Franciszek”? Czy nic wam to dziś nie mówi?

 

Nikt przed bpem Krasickim i chyba nikt po nim, spośród  znających się na śmiechu i  dowcipnych dostojników kościelnych Polski, nie miał tylu wywołujących uśmiech „poważnych godności”. Aż dziw, że  do tej pory (rok 2018) nie został ogłoszony świętym. A więc nie czekając na wyroki dziejów, nadaję mu sam w swoim sercu i umyśle, na własną odpowiedzialność, przyjmując każdą pochwałę lub naganę, godność śmiejącego się świętego katolickiego Polaka. Przywołuję tu tylko takie dwie jego ważne sentencje – „I śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa. Jak ten głupi, który się zawsze śmieje, tak i ten nie bardzo godzien naśladowania, który nigdy”.

 

Na szczęście pod koniec XIX wieku, z  duchową i kulturową pomocą, dającą nowszy wzór traktowania śmiechu, przychodzi – Fryderyk Wilhelm Nietzsche (1844 -1900) filozof witalista, który przyznaje się do polskich koligacji, podobnie inny jak francuski filozof intuicjoniasta, Henryk Bergson (1859-1941), autor książki „Śmiech” (1900), w której twierdzi, że – w zasadzie wszystko może być śmieszne. Nie ma takiej sceny poważnej, czy nawet dramatycznej, której ludzka fantazja nie potrafiłaby przekształcić w śmieszną.

 

Ze zdań na temat śmiechu, które wypowiedział  F. Nietzsche, dałoby się ułożyć osobny traktat. Spróbuję je ułożyć według własnego uznania:

  1. Istota, która jest na Ziemi najbardziej zdolna do cierpienia, jest też istotą, która wymyśliła śmiech.
  2. Może wiem najlepiej, dlaczego tylko człowiek potrafi się śmiać: tylko on cierpi tak bardzo, że musiał wynaleźć coś takiego jak śmiech.
  3. Im pogodniejszym i pewniejszym staje się duch, tym bardziej odzwyczaja się człowiek od głośnego śmiechu; za to nieustannie bije zeń śmiech duchowy będący oznaką podziwu dla ukrytych znaczeń nieprzebranych rozkoszy dobrego życia.
  4. Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból. !
  5. Powaga jest brzydotą życia, uczuciem deformującym samą kwintesencję człowieczeństwa. Zaczynamy od traktowania poważnie samych siebie i krok za krokiem zapieramy się swojej wewnętrznej natury; wesołości.

 

Przed ludźmi obciążonymi obsesyjną powagą, ostrzegał rówieśnik F. Nietzsego – Oskar Wilde (1854-1900) – irlandzki poeta, prozaik i jak Nietzsche, filolog klasyczny. Wiedział co pisze, skazany na więzienie z powodu swoich homoseksualnych, chroniących go przed rodzicielską pedofilią, skłonności w kraju, w którym jeszcze do niedawna pleniła się sakralna , „separacyjna pedofilia”, uprawiana na plebaniach i w kościelnych kruchtach, której nikt przed sąd do tej pory nie stawiał.

 

Ciekawe czy wspierał go w tej sytuacji jego szlachetny amerykański kolega, także pisarz pochodzenia szkockiego Mark Twain (Samuel Langhorne Clemens) (1835-1910), który twierdził, że – „Ród ludzki ma tylko jedną naprawdę skuteczną broń – śmiech”. Jeżeli nie, to zdanie to staje się  mało broniące, zbyt ogólnikowe a nawet niezrozumiałe.

 

Wilde napisał  szczerze i odważnie – „Ludzie poważni są największą plagą i powodują więcej nieszczęść, niż wojna czy epidemia. – Ludzkość traktuje siebie stanowczo zbyt poważnie. To grzech pierworodny naszego świata. Gdyby jaskiniowcy umieli się śmiać, to historia potoczyłaby się inaczej –  Śmiech to niezły początek przyjaźni i najlepsze jej zakończenie”. Szkoda, że nie było wtedy w Rzymie na kościelnej stolicy Piotrowej – papieża Franciszka.

 

Inny Irlandzki pisarz James Joyce (1882-1941) – napisał pięknie, że – „Uśmiech wędruje daleko”. Ale nie jest pewne, czy zawędrował do więzienia, w którym przebywał jego prześladowany przez kościelne i państwowe prawo, kolega po piórze – Oskar Wilde.

 

W 1772 r. został odkryty przez angielskiego chemika, filozofa i pedagoga Josepha Priestleya (1733-1804) gaz rozweselający, na bazie podtlenku azotu. W latach 4otych XIX wieku publiczne pokazy działania tego specyfiku organizował niejaki Gardner Quincy Colton (1814-1808), dorabiając się światowej sławy i wielkiego majątku. Dzięki temu dentysta Horace Wells (1815-1848) jako pierwszy zdecydował się na znieczulenie pacjenta gazem rozweselającym, podczas zabiegu stomatologicznego.

 

Jak twierdzą neurobiolodzy, ośrodek śmiechu mieści się prawdopodobnie w prawej półkuli mózgu, która rządzi emocjami. Uszkodzenie prawej półkuli, jak wykaza­ły doświadczenia przeprowadzone w Norwegii, nie pozwalają ludziom się śmiać. Inny sposób uniemożliwiania śmiechu to wciągnięcie lewej półkuli w badanie problemu śmiechu –  Kto zbyt drobiaz­gowo bada humor traci czas potrzebny na to aby się nim delektować.

 

W 1922 roku psycholog William McDougall (1871-1938) stwierdził, że funkcją śmiechu jest podtrzymywanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Śmiech to mechanizm regulacji, który uniemożliwia pogrążanie się w długotrwałej depresji. Prowadzi do chwilowego przerwania aktywności umysłowej, dekoncentruje i odwraca uwagę nie tylko od przykrości, czy smutku, ale nawet od samego źródła śmiechu. Aktywizuje oddech i krążenie krwi, podnosi ciśnienie i wywołuje poczucie błogostanu lub nawet euforii. Człowiek, który nie używa śmiechu, naraża się na działanie czynników deprymujących, w swoim mało śmiesznym życiu.

 

Śmiech może być lekiem na nadwrażliwość, wytwarza reakcję sympatii i otwartości wobec innych. Warto dzielić się swoimi radościami, bardziej niż kłopotami. W Polsce dzielenie się nieszczęściami ma często charakter patologicznej promocji niedoli. Jest wyrazem ekstazy nieszczęścia, w formie przymusu kulturowego i religijnego, realizowanego w sposób manijny i destruktywny.

 

Warto wiedzieć, że w 2002 r. Corinne Cosseron założyła we Francji pierwszą Miedzynarodową Szkołę Śmiechu i Szczęścia (Ecole Internationale du Rire et Bonheur) Opiera się ona na ideach jogi śmiechu. Każdego roku organizowane  jest Międzynarodowe Zebranie Śmieszków. Na treningach uczestnicy powtarzają kolejne samogłoski z trójkąta fonetycznego, a potem wydają dźwięki stopniowo zamieniające się w śmiech. Po 10 minutach wspólnego śmiechu, napięcie opada i uczestnicy śmieją się do rozpuku z czegokolwiek.

 

Jak wiadomo joga nie jest jakimś śmiesznym wymysłem śródziemnomorskich europejczyków, prawosławnych, protestantów czy katolików, ale buddystów. Warto więc zacytować wyznanie aktualnego Dalaj Lamy – Mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu? Śmiech! Można sięgnąć dalej do Ramajany i poznać taką myśl o śmiechu  – Istnieją trzy realne rzeczy: Bóg, ludzkie szaleństwo i śmiech. Ponieważ dwie pierwsze są niepojmowalne, musimy koncentrować się na śmiechu.

 

Zgodnie z zaleceniami Laughing therapy (terapii śmiechem) zamiast opłakiwać dolegliwości, chory powi­nien śmiać się, uśmiechać, bawić. Dzięki temu nieraz wyleczyć się można nie tylko z depresji, ale i z wielu cho­rób organicznych. Śmiech to stymulator zdrowia  i ostatecznie „śmiech to zdrowie”. Dr William Fry ze Stanford University zaleca oglądać komedie filmowe przy napięciu nerwowym, a psycholog Paul McGhee przepisuje  książki Wodehouse’a  jako lek przeciw alergii.

 

Na uniwersy­tecie stanu Wirginia, dr Raymond Moody (autor książki „The Healing Powers of Humor”) twierdzi, że wyleczył osobę chorą na katato­nię, wysyłając ją do cyrku, by obej­rzała popisy clownów. Kiedy nie ma w pobliżu clownów wystarczy (jak sądzę) wybrać się do galerii, nie tylko artystycznych ale i handlowych, do kina i teatru, wszędzie tam gdzie można się czasem, mimowolnie uśmiechnąć.

 

Taką terapię zalecał też ludziom cierpiącym na nerwicę sensu jeszcze jeden Austriak, psychiatra i psychoanalityk, logoterapeuta Viktor Frankl (1905-1997), który sam przeżył pobyt w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. I śmierć niemal całej swojej żydowskiej rodziny. Z czego tu się śmiać? I po co płakać. Skoro można żyć, nie tylko w granicach tragicznego smutku, ale także w granicach egzystencjalnej radości, i w granicach Sensu.

 

Redaktor naczelny SATURDAY REVIEW, Norman Cousins, wydał książkę, gdzie opi­sał, jak sam wyleczył się z zesztywniającego zapalenia kręgosłupa (które prowadzi, do stopniowego paraliżu, z wyjątkiem 1 na 500), wyświetlając sobie, co wieczór, najlepsze komedie filmowe.

 

Śmiejąc się człowiek głębiej od­dycha, przewietrza płuca, organizm otrzymuje większą porcję tlenu, przyspiesza się krążenie krwi, po­prawia samopoczucie. Dr W. Fry twierdzi, że śmiech to „jogging na stojąco”. Część mięśni, zwłaszcza klatki piersiowej i ramion, na przemian pracuje i rozpręża się.

 

Stąd pojawia się też potrzeba śmiechu przy zwalcza­niu bólów kręgosłupa (uzyskuje się tu efekty podobne do tych, jakie da­je masaż), migren (aby poprawić krążenie krwi w mózgu), zbyt wyso­kiego ciśnienia (stres zmniejsza się, serce bije wolniej).

 

Można też „umrzeć ze śmiechu”. W tych wy­padkach, niezwykle rzadkich, jak tłu­maczy to Scornaienghi, „dochodzi do przekrwienia naczyń, które może doprowadzić do stanów patologicznych: człowiek robi się fioleto­wy na twarzy, krew uderza mu do głowy, co powoduje zgon”. W wymiarze nie tak tragicznym — nadmierny śmiech może powodować bóle brzucha.

 

Znamy patologiczny śmiech nerwo­wo chorych oraz automatyczny, skurczowy śmiech schizofreników. Człowiek cierpiący na depresję jakby zapomniał o śmiechu, nie śmieje się prawie nigdy. Jest zły na ludzi, którzy się śmieją lub tylko uśmiechają. Celebruje postawę opartą na anty-śmiechu.

 

Arkady Fiedler opisuje spotkanie z Indianami Amazonii, którzy prawie nie znają chorób i są bezustannie w dobrym humorze.  Tak jak Czamowie, którzy  często się śmieją wtedy, kiedy spotka ich jakieś nieszczęście. Zachowują się wtedy, jak Indianin, który śmieje się gdy właśnie rozciął sobie rękę. Jego śmiech przypomina nieco rżenie konia, chichot, drwinę lub podśmiewanie się z samego siebie.

 

Podstawowy mechanizm lecznicze­go oddziaływania śmiechu nie jest jesz­cze w pełni poznany. Najczęściej przyjmuje się hipotezę, że śmiech pobudza mózg do produkowania katecholamin, a hormony te powodowałyby wydzielanie naturalnych środ­ków rozkurczowych i podniecających lub nasennych, jakimi są endorfiny. Stąd być może bierze się lecznicze,  uśmierzające ból, działanie śmiechu, także w przypadkach artretyzmu, alergii, migren.

 

Zdaniem szwajcarskiego fizjolo­ga Rudolfa Hüpschera, śmiech działa pobudzająco także na hormon wzrostu. Chcesz być większy, mocniejszy, ruchliwszy – śmiej się z siebie i uśmiechaj do innych.

 

Śmieszne mogą być także sny, jak choćby te, które opowiadała nam pani Ida ze Szczecina w towarzystwie kilku osób, przebywających w Ciechocinku na dietetycznym treningu opracowanym przez Jana Kwaśniewskiego (patrz: „Żywienie optymalne”) Do grona słuchaczy opowiadań Pani Idy, należeli między innymi Tadeusz i Hanna Suchowieccy, liderzy i znawcy tajników tej diety, osoby powtarzające żywieniowy trening Panie – Teresa Gozdziela i Bożena Jaguś, czy Pan Ryszard Schfer oraz nowicjusze  – Ewa Kilar i Tadeusz Kobierzycki.

 

W swojej diecie Dr J. Kwaśniewski lansuje zjadanie mięsa wieprzowego itp. w odpowiednich proporcjach z białkiem i węglowodanami oraz prądy selektywne. Pani Idzie przyśniło się któregoś dnia, o czym poinformowała nas, że we śnie  jechała na tłustej świni, którą gonił duży krokodyl. I że nagle znalazła się w niebie, w zamkniętej kuli, którą udało jej się przedziurawić i spaść szczęśliwie na ziemię. A więc to dziwne ekscytujące zdarzenia miały radosne i śmieszne zakończenie.

 

Tu wypada wzmocnić kobiece głosy na temat śmiechu, przypominając choćby opinię Magdaleny Samozwaniec (z domu Kossak) (1894-1972) – nazywanej „pierwszą damą polskiej satyry”, że  – „śmiech i kpina to niejednokrotnie płacz mędrca”. Ta głęboka uwaga pasowałaby do opowiadań pani Idy. Tak jak i opinia Françoise Sagan (1935-2004), że – ludzie którzy uśmiechając się brzydną, na pewno są źli. Pani Ida opowiadając swoje sny stawała się zawsze bardziej piękna.

 

Pani Ida miewała także sny piękne, które wywołały u słuchaczy spontaniczne reakcje śmiechu. I chyba w każdym uwalniały jakieś dawne represywne stłumienia. Te opowiadania pozwalały nam odłączyć się od doświadczeń groźnego świata i obudzić zmysły na nowe radosne zdarzenia własnego i cudzego losu.

Share

Podobne wpisy